Yurei Deco – odcinek 3

Na wstępie chciałbym poprawić swój błąd z zeszłego tygodnia. Napisałem wtedy, że informacji o osobie nadzorującej animację w tamtym odcinku nigdzie nie ma, natomiast okazuje się, że po prostu źle szukałem i pokonało mnie jedno z kanji, a osobą się tym zajmującą był Masanobu Ishiyama, który podobną rolę pełnił, pracując między innymi przy BNA czy JoJo no Kimyou na Bouken: Ougon no Kaze. Przejdźmy jednak do rzeczy.

Berry spotyka Finna, który nie tylko zna Hack, ale wyjawia jej również tajemnicę na temat tak zwanych yurei – ludzi, których narodziny nie zostały zarejestrowane, żyjących poza systemem. Kimś takim jest nie tylko on sam, ale i dobrze już nam znana hakerka, która po tym, jak została schwytana, ma być sądzona za zbrodnie, których nie popełniła, a których sprawcą w rzeczywistości jest Fantom Zero. Finn i Berry postanawiają zebrać dowody, a następnie uratować przyjaciółkę w opałach.

W tym odcinku do obsady dołącza w końcu kilka nowych postaci – enigmatyczny Finn, majsterkowicz Hank czy królowa plotek Madam 44, swoje oblicze pokazująca poprzez robota należącego do Hack. Najwięcej czasu antenowego dostaje ten pierwszy, grany przez świetnego Miyu Irino, reszta na razie wystąpiła raczej epizodycznie, ale więcej na pewno można się ich spodziewać w kolejnych odcinkach, z czego bardzo się cieszę, bo wydają się tworzyć naprawdę ciekawą ekipę.

Fabularnie jest… chaos. W końcu dzieje się nieco więcej i to dobrze, ale miałem wrażenie, szczególnie w momencie zbierania dowodów na niewinność Hack, a później także już podczas samej rozprawy, że wszystko tu jest napisane strasznie na skróty, że dzieje się, bo ma się dziać, bo tego wymaga scenariusz. Od początku właściwie trudno mi się oprzeć temu wrażeniu, że niewiele tu wynika z tego co się faktycznie dzieje, bardziej z potrzeby pchania całej historii do przodu.

Za reżyserię i scenorys tego odcinka odpowiadał Takuya Fujikura, wcześniej pracujący przy innych produkcjach Science Saru, i przyznać muszę, że nie do końca jego praca przy tym odcinku mi się podobała, głównie ze względu na, moim zdaniem, chwilami nieumiejętnie umieszczenie muzyki. Najbardziej to widać (a może raczej słychać) w momencie, w którym Berry przenosi się do rzeczywistości wirtualnej, w którym następuje nagła zmiana utworu grającego w tle, co nieco, nie ukrywam, razi.

Bardzo pochwalić natomiast chciałbym dwóch nadzorców animacji – niezbyt doświadczonego w tej roli Takuyę Yoshiharę oraz, uwaga, legendarnego Naoyukiego Ondę, znanego przede wszystkim z projektów postaci do takich serii jak Ergo Proxy czy Shingeki no Bahamut, a także trzeciego sezonu Psycho-Pass. Przez w zasadzie cały odcinek po głowie chodziła mi myśl, że rysunki są naprawdę bardzo dobre, a kiedy zobaczyłem nazwisko Ondy w napisach końcowych, wszystko nagle stało się jasne, choć nie ukrywam, że byłem jednocześnie jego obecnością nieco zaskoczony, chociaż jak się okazuje, być może zupełnie niesłusznie, bo pracował on już wcześniej przy jednej produkcji Science Saru, konkretnie Eizouken ni wa Te o Dasu na!

Chciałbym tę serię lubić bardziej, ale na razie nie umiem. Jest tu naprawdę duży potencjał, sporo fajnych pomysłów, ale trochę leży realizacja. Interesujący świat, ale jak na razie kiepsko przedstawiony; scenariusz pełen skrótów; strona wizualna, choć ciekawa i powiedziałbym nawet, że wyjątkowa (i za to zdecydowanie należy się duży plus), to jednak w wielu aspektach nie do końca atrakcyjna i nietrafiona. To wszystko sprawia, że choć nie zamierzam porzucać tej serii, to jednocześnie trudno byłoby mi ją z czystym sercem polecić, przynajmniej na tę chwilę. Wciąż jednak liczę, że ostatecznie z seansu Yurei Deco będę zadowolony, bo jest szansa, że w kolejnych tygodniach urodzi się z tego coś angażującego, bo kreatywności tu na pewno nie brakuje. I na razie mi to wystarczy.

Leave a comment for: "Yurei Deco – odcinek 3"