Kage no Jitsuryokusha ni Naritakute! – odcinek 2

Jeszcze przed seansem tego odcinka zostałam poinformowana, że epizod z ratowaniem porwanego dziewczęcia w odcinku pierwszym rozgrywał się jednak naprawdę, a nie w głowie bohatera. Skonstatowałam z lekkim niesmakiem, że takim razie po pierwszym odcinku wiem o nim tylko tyle, że umie rozbić człowiekowi głowę łomem. To zaś – możecie mi wierzyć lub nie – znajduje się niezwykle nisko na liście Cech Sprawiających, Że Bohater Mnie Zainteresuje. Uznałam jednak, że wszelkie przeczucia, lepsze czy gorsze, należy zostawić do odcinka drugiego.

Który to odcinek miałam szczerą ochotę wyłączyć po niecałych pięciu minutach i więcej do niego nie wracać. Zaczyna się dość typowo: bohater po tragicznej śmierci w naszym świecie odradza się w innym, magicznym, jako Cid Kageno, potomek arystokratycznego rodu. W dodatku od razu obdarzony kompletem wspomnień, co pozwala mu od najmłodszych lat wcielać w życie swoje fantazje o zostaniu tytułowym kage no jitsuryokusha, czyli przepakiem działającym za kulisami wydarzeń (odmawiam używania terminu szara eminencja, bo znaczy on całkiem coś innego). Konkretnie zaś Cid udaje kompletnego przeciętniaka, w odróżnieniu od starszej siostry nieobdarzonego żadnym szczególnym talentem, potajemnie zaś gromadzi magiczne artefakty i ćwiczy swoje umiejętności na przypadkowych bandytach. Zbiegiem okoliczności zyskuje także pierwszą „podwładną” w osobie przypadkowo uratowanej elfki, którą częstuje bombastyczną przemową o wyssanej z palca organizacji zagrażającej światu… Cóż, elfka traktuje jego słowa poważnie i zaczyna energicznie działać, wyszukując kolejne członkinie do wymyślonej przez Cida organizacji Shadow Garden. Przydaje się to jak znalazł kilka lat później, gdy siostra Cida, Claire, zostaje porwana… Przez przypadkowych bandytów? Ależ skąd, przez złowrogi kult Diablosa, czyli właśnie tę organizację, którą Cid uważa za całkowicie fikcyjną.

Od czego by tu zacząć? Pomyśleć, że rzuciłam oglądanie Mushoku Tensei, ponieważ nie potrafiłam się przekonać do głównego bohatera… Ja wiem, że to jest fikcja. Ja wiem, że można to jakoś pewnie usprawiedliwiać, ale łatwość, z jaką bohater sięga po przemoc, wydaje mi się obrzydliwa i nic nie zdoła tego zmienić. To, że zachowuje się przy tym, jakby była to część rozbudowanego LARP-a, nie pomaga. Tu zresztą dochodzimy do drugiego zarzutu. Wiem, na czym polega główne założenie serii: otóż Cid w nowym świecie jest przeświadczony, że wszystkie mroczne organizacje istnieją tylko w jego wyobraźni, i nie zauważa, że kult, który wymyślił, jest całkowicie prawdziwy. Uważa, że pracujące dla niego dziewczyny tylko udają, przeciwnicy to jakieś losowe opryszki i w ogóle nie dzieje się nic szczególnego. Problem polega na tym, że gdybym nie wiedziała tego przed rozpoczęciem seansu, byłoby mi to niezwykle trudno poskładać z sieczki informacji, jakie dostajemy w tym odcinku. Podobnie jak końcówka poprzedniego, ten także skacze po wydarzeniach w taki sposób, że bardzo trudno je ogarnąć, szczególnie biorąc pod uwagę, że świat poznajemy tylko w narracji bohatera, któremu rzeczywistość regularnie miesza się z fikcją. Wiem: o to chodziło, ale to za diabła nie sprawia, że seria staje się wciągająca, wręcz przeciwnie.

Ponownie duża część odcinka rozgrywa się jeśli nie w nocy, to w pogrążonych w półmroku wnętrzach stosownych dla działającego w cieniu bohatera. Widzimy tu kilka walk, ale o ile wyglądają dość efektownie, o tyle brakuje im napięcia. Nie mamy pojęcia, jakimi dokładnie mocami i artefaktami dysponuje bohater, ani na ile faktycznie niebezpieczni są jego przeciwnicy, więc trudno potraktować je inaczej jak wzruszeniem ramion. Przyznam, że nie mogę się doczekać trzeciego odcinka – kiedy go odbębnię, będę mogła zapomnieć o tej serii i niesmaku, jaki pozostawia w ustach.

Leave a comment for: "Kage no Jitsuryokusha ni Naritakute! – odcinek 2"