Koukyuu no Karasu – odcinek 2

Pierwowzór tego anime jest zakończony, serial ma mieć trzynaście odcinków… Jedyny wniosek, jaki nasuwa mi się po obejrzeniu drugiego odcinka, to że chyba ktoś tu chce siedem tomów książki w te nieszczęsne naście odcinków wcisnąć… Nie wiem, czy mamy tu do czynienia ze słoniem i karafką, czy tylko hipopotamem i karafką, ale widać, że im się spieszy. Oj, widać. W ekspresowym tempie dochodzimy do rozwiązania zagadki tajemniczego kolczyka. Odpowiedź może nie przychodzi do bohaterów sama, ale biorąc pod uwagę, jak szybko (nawet w czasie, jaki upłynął w anime) sprawa zostaje zakończona (dodatkowo całkiem przypadkiem i zbyt łatwo zahaczając o inny istotny wątek), nie widzę tu zbyt dużego potencjału na magiczny kryminał w pseudochińskich dekoracjach. Chyba że kolejne epizody będą wyglądały inaczej…

No dobrze, zagadki dotyczą ludzi (w tym przypadku morderstwa w celu zatuszowania innego morderstwa), a za ludźmi idą emocje. Problem polega na tym, że jeśli wszystko dzieje się w tak ekspresowym tempie, to rzeczone emocje nie mają kiedy wybrzmieć. Nie dziwi mnie, że ani Krucza Dama, ani cesarz nie przejawiają większych emocji – w końcu swoje przeżyli, są świadkami rozgrywającej się historii, nie zaś jej uczestnikami, a gdyby do każdego problemu obcej osoby podchodzili bez dystansu, to mogłoby się zrobić dosyć irytująco. Tyle że za widzami już dwa odcinki, a na razie główni członkowie obsady są jacyś tacy bezbarwni (mimo że jak pisałam ostatnio, Shouxue bywa urocza)… To z kolei może trochę psuć odbiór ewentualnego wątku romantycznego (bo taki trochę ni z gruchy, ni z pietruchy zasygnalizowano pod koniec odcinka), ponieważ by widz z zainteresowaniem śledził rozwój relacji między bohaterami, to muszą oni posiadać jakieś wyraziste cechy i powinna być między nimi jakaś chemia. Na razie niewiele widzę tu potencjału. Chyba że to w przedstawieniu osobowości postanowiono zastosować tę subtelność, której zabrakło przy prowadzeniu śledztwa.

Cóż można dodać na temat strony technicznej do poprzedniego tekstu? Wygląda na to, że chyba seria utrzyma w miarę równy, choć dosyć oszczędny poziom animacji, a przynajmniej można mieć taką nadzieję. To, co najbardziej istotne jednak po seansie drugiego odcinka, to fakt, że seria ma przecudny ending. O Jeżu Wszechkolczasty, jak mi się ta piosenka podoba! I graficznie też jest niczego sobie, choć też raczej oszczędnie.

O, taki ending, o…

Niewątpliwym plusem natomiast jest to, że taki natłok wydarzeń sprawia, iż widz się nie nudzi, a mimo tempa nie dzieje się aż tyle, żeby się pogubić w fabule. Tylko ten nieszczęsny ładunek emocjonalny szlag trafia…

P.S. Ciekawa jestem, czy cesarz składając Kruczej Damie pewną propozycję pod koniec drugiego odcinka, użył w oryginale tego 后 czy tego 妃, bo biorąc pod uwagę skomplikowany układ panujący w chińskim imperialnym haremie, to ta różnica MA znaczenie… A że dodatkowo na ten moment nie wiadomo, jak rozbudowany jest harem tego konkretnego władcy, to może w przyszłości być ciekawie.

Leave a comment for: "Koukyuu no Karasu – odcinek 2"