Koukyuu no Karasu – odcinki 3-4

W poprzednim tekście pisałam, iż wygląda na to, że twórcy będą starali się upchnąć siedem tomów w trzynastu (bodaj) odcinkach i byłam nieco zmartwiona, ale z drugiej strony dawało to nadzieję na anime będące zamkniętą całością (że zapewne bardzo wybrakowaną, to już insza inszość…). Po trzecim odcinku wszystko wskazywało to, że kolejne będą jednak przedstawiać wątki zawarte w kolejnych rozdziałach. Po czwartym odcinku nie mam zielonego pojęcia, w jakim kierunku to pójdzie, bo do tej pory tytuły odcinków odpowiadały kolejnym rozdziałom oryginału, ale tytuł piątego nijak ma się do spisu treści książek (wszystkie przejrzałam!)… Pozostaje mi więc tylko rozłożyć ręce, przestać gdybać i brać, co dają.

Seans dwóch następnych odcinków niewiele zmienił w moich ogólnych odczuciach. Nadal nie widzę w tym ani grama potrzebnych emocji, ciąg przyczynowo-skutkowy niby jest, ale wszystko jakieś takie suche i podane wprost na tacy. Ani subtelności, ani grama atmosfery tajemnicy tutaj jakoś nie byłam w stanie wyczuć, a tematyka aż się prosi o umiejętne odkrywanie sekretów i utrzymanie odpowiedniego klimatu. Pewnie, że sporo tu zagadek, dotyczących przede wszystkim głównej bohaterki, ale jakoś nie mam podczas seansu wrażenia, że za wszelką cenę chcę poznać ich rozwiązanie… Charaktery postaci są niezbyt wyraziste, a jednocześnie można je podsumować w jednym dwóch przymiotnikach. Może z rozwojem fabuły się to zmieni, ale jeśli nadal kolejne odcinki (głównie czwarty w tym przypadku) będą skupiać się na „widmach” tygodnia i tylko przy okazji zahaczać o głównych bohaterów, to raczej czarno to widzę.

Trzeci odcinek miał sens o tyle, że służył za wprowadzenie następnej istotnej postaci, która pojawiła się w otoczeniu Kruczej Damy – najwyżej sytuowanej w cesarskim haremie kobiety o imieniu, Huaniang, będącej przy okazji bliską przyjaciółką władcy. Czwarty odcinek (z pominięciem kilku chyba istotniejszych scen na temat przeszłości monarchy) skupia się na zapomnianej księżniczce i jej udomowiony wróblu… Co niewiele wnosi do wątku głównego, jakim (chyba) jest więź rozwijająca się między Shouxue i cesarzem. Jaki będzie jej charakter, to czas pokaże…

Technicznie jest tak sobie – oszczędności widoczne są gołym okiem, zwłaszcza przy animacji, a i niektóre statyczne ujęcia z bliska na bohaterów są krzywe… Kolorystyka i tła są ładne, ale to za mało, żeby tworzyć dobrą oprawę graficzną. Plus za brak rażących elementów 3D i pomysłowe wykorzystanie teatru cieni w retrospekcjach. Muzycznie jest w porządku – dalekowschodnie rytmy są miłe dla ucha, ale sama ścieżka dźwiękowa raczej nie zapada szczególnie w pamięć. Piosenka z czołówki nie jest zła, ale do anime zupełnie mi przez refren nie pasuje. Za to w Natsu no Yuki towarzyszącemu napisom końcowym jestem wprost zakochana. Ale żeby nie było – wszystko jest kwestią gustu.

Czy to będzie przyjaźń, czy kochanie?

Leave a comment for: "Koukyuu no Karasu – odcinki 3-4"