Seiken Densetsu: Legend of Mana -The Teardrop Crystal- – odcinek 1

Zacznijmy od dygresji nie na temat: kilka miesięcy temu w poszukiwaniu czegoś do grania, co oderwałoby mnie od spraw bieżących i nie wywołało zawrotów głowy, sięgnęłam po starożytne monstrum o nazwie Granblue Fantasy. W stosownie czasie uznałam, że skoro jest anime, to może je obejrzę… Druga seria była dobra. Pierwsza seria… Dała mi nowe spojrzenie na adaptacje gier i za to jestem jej bardzo wdzięczna. Konkretnie: po raz pierwszy mogłam spojrzeć na adaptację gry oczami osoby znającej oryginał, a ekstrapolowane wnioski bardzo mi się przydały na przyszłość.

Na przykład teraz, gdy do zajawkowania trafiło mi się Legend of Mana. Gra, na której się opiera ta seria, pochodzi aż z 1999 roku, ale cały cykl jest regularnie odgrzewany i uzupełniany. O wieku oryginału mogą świadczyć kolorystyka i stylistyka strojów, a także same projekty postaci, zdecydowanie kojarzące mi się z tytułami sprzed kilkunastu lat. Fabuła natomiast to… No cóż, sieczka i to nie w sensie brutalnej akcji. Zaczyna się od wstępu podejrzanie pachnącego intrem z gry, który okazuje się snem nastoletniego Shiloh, chłopaka mieszkającego w niedużej wiosce na końcu świata. Właśnie (czyli przed zaczęciem serii) stoczył on walkę z dwójką niezbyt groźnych i małoletnich przeciwników, których teraz postanowił przygarnąć pod swój dach. Cała trójka zbiera owoce i karmi zwierzątka (a minuty tykają), potem zaś, gdy Shiloh idzie zanieść płody natury do wsi, zaczyna się coś dziać. Konkretnie pojawia się jegomość, który rozpytuje o zaginioną osobę metodą straszenia i szarpania miejscowych. Zostaje nieco utemperowany, strzela focha, wychodzi… Po czym zaczepia bohatera, żeby go jednak przeprosić i prosić o pomoc. Na co bohater wyraża zgodę i po krótkiej konsultacji z magicznym artefaktem wraz z nowym znajomym wyrusza do pobliskich jaskiń na poszukiwania.

Nie ma to sensu? Ano nie ma, ale w sposób bardzo jasno wskazujący pierwowzór. W grze nie razi tak bardzo kiepskie uzasadnienie kolejnych misji albo powodów, dla których dana postać przyłącza się do drużyny. W serialu widać arbitralność i bezsens takiego rozwoju wydarzeń, a co gorsza, w tym odcinku nie zdarzyło się dosłownie nic, co mogłoby zainteresować osobę nieznającą gry. O ile obejrzę z obowiązku dwa kolejne odcinki, o tyle już teraz widzę, że jedyną wartością tego anime będzie pokazanie widzom znanych z oryginału postaci i umożliwienie mu zabawy w łapanie aluzji i nawiązań. Pytanie, ile osób u nas miało okazję zapoznać się z ww. oryginałem i żywi do niego jakikolwiek sentyment…

Leave a comment for: "Seiken Densetsu: Legend of Mana -The Teardrop Crystal- – odcinek 1"