Seiken Densetsu: Legend of Mana -The Teardrop Crystal- – odcinek 2

Odcinek rozpoczynamy od spotkania z Shiloh biegnącym przez podziemia w poszukiwaniu już nie tylko zaginionej Shinju, ale także Ruriego, który wyrwał się gdzieś do przodu. Niedługo potem bohater spotyka przypadkiem Shinju, która okazuje się dokładnie taka, jak na obrazkach widać – czyli nieogarniętym dziewczątkiem, które umie tylko składać błagalnie łapki i dziwować się światu wielkimi oczami. No, poza tym jeszcze się gubić, ponieważ chwilę potem znika Shiloh z oczu, po to zapewne, aby chłopak mógł dla odmiany znaleźć Ruriego. Obaj w końcu natrafiają (ponownie) na cel ich poszukiwań, ale tym razem Shinju wlazła pod nogi bossowi tego lochu, co oznacza nieuniknioną konfrontację… Zakończoną interwencją dziwnej i niewyjaśnionej siły, która ratuje życie całej trójce.

Ruri i Shinju informują bohatera, że są Jumi – istotami powstałymi z klejnotów i poszukują swoich pobratymców. W związku z tym wyruszają w dalszą drogę, obdarzając chłopaka tajemniczym artefaktem (wraz z oklepanym i enigmatycznym wyjaśnieniem, że kiedyś mu się przyda). Shiloh wraca do wioski, której mieszkańcy czekają na niego, ustawieni jak chór grecki i debatujący – tak się przypadkiem składa – na temat Jumi. Ponoć to istoty niebezpieczne, bo ten, kto uroni nad nimi łzę, zmieni się w kamień… Nikt, łącznie z bohaterem, nie wie, czy w to wierzyć, ale Shiloh ma prosty pomysł: jeśli tylko Shinju i Ruri będą szczęśliwi i bezpieczni, nie będzie miał powodów nad nimi płakać. Z tą optymistyczną myślą chce się udać na spoczynek, ale to jeszcze nie koniec cut-scenek z udziałem NPC-ów. Niejaki inspektor Boyd wybrał środek nocy, żeby porozmawiać z przypadkowym miejscowym cwaniaczkiem o sprawie, z jaką się tu pojawił, mającej – nie uwierzycie – związek z Jumi. Nie, nie poszukuje wcześniejszej dwójki, to by było za proste. Informuje natomiast bohatera, że w okolicy grasuje niejaka Sandra, zajmująca się mordowaniem Jumi, zaś jej celem jest coś skądeś (przepraszam, znudziło mi się robienie notatek) i w związku z tym on, Boyd, musi się wybrać gdzieś tam. Shiloh natychmiast decyduje, że on też i wyruszają o świcie.

Czemu to jest takie ładne i takie głupie? Grafika pozostaje przez większość czasu prześlicznie oldskulowa (mniejszość to 3D gorsze niż można sobie wyobrazić), kolory są przyjemne dla oka, a muzyka – dla ucha. Można się trochę czepiać dynamiki walk (a raczej jej braku), jednak przyznam, że szczególnie mi to nie przeszkadzało. Gorzej, że postaci nie da się nawet nazwać jednowymiarowymi, ponieważ to by sugerowało, że mają przynajmniej jakieś cechy charakterystyczne. Tymczasem nic z tego: wszystkie poznane dotychczas istoty (łącznie z głównym bohaterem) są po prostu kompletnie nijakie. Stoją, wygłaszają swoje kwestie, biegają – ale emocji w tym nie ma za grosz, więc w sumie na miejscu Shinju i Ruriego nie obawiałabym się zanadto tych łez. Fabuła składa się z ciągu scen, pomiędzy którymi brakuje nie tylko związku przyczynowo-skutkowego, ale i związku z jakimikolwiek działaniami podejmowanymi przez bohaterów. Niestety, nadal nic (poza ładnym rysunkiem) nie zachęca do oglądania.

Leave a comment for: "Seiken Densetsu: Legend of Mana -The Teardrop Crystal- – odcinek 2"