Tensei Shitara Ken Deshita – odcinek 1

Jakiś człowiek ginie i odradza się w świecie fantasy jako miecz. Słyszy jakieś tajemnicze głosy, a jeden z ich na bieżąco informuje go o jego umiejętnościach, czy może raczej – statystykach, bo system jest tu wzorowany na growym. Miecz ostrożnie maca mentalnie swoje możliwości, odkrywa, że zniszczenie kryształka w ciele przeciwnika pozwala mu zdobywać nowe zdolności i zwiększa już istniejące, a że potrafi samodzielnie się poruszać, codziennie wylatuje ze swojego stanowiska na polowanie. Zabija wszystko, co nie zdąży przed nim uciec, ciekawe zwierzęta, humanoidalne stwory – wszystko to staje się jego „posiłkiem”. Jest przy tym bardzo wesoły i entuzjastycznie nastawiony do przyszłości – nie może się doczekać, aż ktoś go będzie dzierżył. Dla tego potencjalnego kogoś chce się stać jak najsilniejszy. Nie jest istotne, kim sam był i jaki był w poprzednim życiu, bo w nowym natychmiast w pełni akceptuje nowe „ciało” i zabija bez opamiętania, ani słówkiem nie zająkując się o przeszłości – to, że został „isekajowany” zdaje się tracić jakiekolwiek znaczenie natychmiast po samym wydarzeniu.

Kiedy tak sobie trenuje, atakując coraz silniejsze stwory, natrafia na dziwny, pusty kawałek ziemi i bezmyślnie ląduje na nim, żeby odpocząć (jego mana ma – jeszcze – granice). Szybko okazuje się, że ziemia wysysa z niego wszystkie magiczne siły i uniemożliwia ruszanie się. Od samego początku jednak wiemy, że mała kocia niewolnica wyciągnie go z tarapatów, a on za to uwolni ją od jej panów, jak dzieje się już pod koniec odcinka.

Miecz, zwany potem Mistrzem, jest sympatyczny, ekstrawertyczny, gadatliwy, a oczka oraz głos Shinichiro Mikiego pozwalają mu wyrażanie wielu emocji. Do tego dodajemy małą, dwunastoletnią dziewczynkę z rasy antropomorficznych czarnych kotów, której twarz w o wiele mniejszym stopniu zdradza emocje, chyba, że złość i bunt, gdy się nią pomiata. Wygląda na to, że ich charaktery zostały specjalnie stworzone tak, aby kontrastować i napędzać dynamikę ich relacji. Po drugiej stronie mamy wszystko to, co można zabić oraz złych, niedobrych właścicieli Fran, jak wspomniane kocię się nazywa, którzy biją i poniżają niewolników oraz grubiańsko się śmieją. Na razie jest więc dość… czarno-biało.

Poza nachalną łopatologią, jeśli chodzi o podział na zło i dobro, rozczarowały mnie także mało płynne przejścia między scenami, następujące bez większego wyczucia, jakby kleił to ktoś niedoświadczony. Ponadto anime nie poradziło sobie z zalewem informacji, który naturalniej wypada w powieści czy komiksie, a w animowanej wersji zwyczajnie nie działa tak dobrze, czyli z okienkami „growymi” zawierającymi informacje o stanie bohatera czy jego wrogów. Zalewają one ekran, zapełnione tekstem, którego nie sposób przeczytać bez zatrzymywania obrazu, ostatecznie dobijając już i tak kulejącą płynność odcinka. Sama historia zapowiada się w miarę ciekawie, jeśli ktoś lubi przygody i podróże, ale wolałabym, aby jakość wykonania była nieco lepsza.

Leave a comment for: "Tensei Shitara Ken Deshita – odcinek 1"