Yuusha Party o Tsuihou Sareta Beast Tamer, Saikyoushu no Nekomimi Shoujo to Deau – odcinek 1

Rein jest w drużynie Bohatera Ariosa od zaledwie sześciu miesięcy, a jako zaklinacz zwierząt przydaje się głównie przy rekonesansie i logistyce, ale wydaje mu się, że radzi sobie nieźle… Aż do dnia, kiedy nieoczekiwanie zostaje wyrzucony na pysk przez dotychczasowych towarzyszy, z wyglądu i zachowania przypominających złe siostry Kopciuszka. Nasz Kopciuszek… Rein, znaczy, dochodzi do wniosku, że trzeba znaleźć jakąś inną ścieżkę kariery, zaś najbardziej oczywistą wydaje się zostanie poszukiwaczem przygód. Jako że gildia wymaga od kandydatów do tego fachu egzaminu praktycznego, Rein udaje się w dzicz, żeby zaszlachtować kilka goblinów i zebrać zioła. W pewnym momencie słyszy jednak wołanie o pomoc, a chociaż okazuje się, że monstrum, zagrażające uroczej panience, przerasta możliwości bohatera, Rein postanawia bohatersko poświęcić życie, aby pomóc niedoszłej ofierze uciec…

Tyle że zaraz potem urocza panienka załatwia potwora dosłownie z kopa i okazuje się, że nie jest wcale taka bezbronna, tylko głodna. Co więcej, Kanade (bo tak ma na imię) należy do jednej z tak zwanych „wyższych ras” – jest nekoreizoku, czyli kotoludziem (i oczywiście ma stosowne do tego uszka, ogon i nawyki). Po wysłuchaniu historii Reina proponuje mu, żeby zawarł z nią kontrakt zaklinacza, co podobno nie każdemu mogłoby się udać… Odcinek kończy jeszcze kilka aluzji na temat niezwykłych mocy bohatera, który – sądząc po czołówce – zamiast walczyć z Władcą Demonów, będzie teraz kolekcjonować kolejne przedstawicielki wyższych ras.

Wsystko razem składa się na nieszkodliwą i miałką serię z gatunku „jestem wspaniały i zbieram harem”. Rein jest miły, życzliwy i bez pazura; typowy grzeczny chłopiec, którego wyróżnia chyba tylko to, że nie ma ciemnych włosów i oczu, czyli najczęstszego umaszczenia podobnych protagonistów. Kanade jest słodka i energiczna, acz na razie trudno coś o niej więcej powiedzieć. Na plus (poprzeczka jest naprawdę nisko…) zaliczam to, że scena kontraktu nie była fanserwiśna ani nie sugerowała podległości de facto niewolniczej, zaś Kanade (jeszcze?) nie zaczęła flirtować z Reinem. Na minus… Poza dość niewielką ilością ruchu i pustką w tłach chyba najgorsze wrażenie zrobiła na mnie scena zabijania goblinów „na zaliczenie”, tym bardziej że nie wydawały się szczególnie groźne i zajmowały się tylko zżeraniem płodów rolnych. No, ale to moje prywatne wątpliwości. Poza tym, jak pisałam – dzieje się niewiele, odcinek niczym mnie nie zraził, ale też nie porwał. Jeśli kogoś wynudzi, to pewnie nie ma sensu próbować dalej, ale jako sezonowa pasza może się nadać do oglądania.

Leave a comment for: "Yuusha Party o Tsuihou Sareta Beast Tamer, Saikyoushu no Nekomimi Shoujo to Deau – odcinek 1"