Benriya Saitou-san, Isekai ni Iku – odcinek 1

Zaczyna się trochę niestandardowo jak na isekaia, bo bohater już ma drużynę i jest w trakcie wyprawy w jakiejś jaskini (i nie jest to tylko kilkuminutowy wstępniak). Pomyślałam, że trochę szkoda, bo – jakkolwiek nie byłoby to powtarzalne i schematyczne – lubię poznawać postaci, kiedy one też dopiero się poznają. Szybko jednak mi przeszło, bowiem pierwszy odcinek Benriya Saitou-san okazał się całkiem dobrą komedią z przesympatycznymi postaciami, którym wrzucenie w środek wydarzeń niczego nie ujmuje. Pewnie dlatego, że twórcy znają schematy, czasami nimi idą, czasami je łamią, ale wszystko to robią zdecydowanie świadomie – ze zdrowym dystansem, ale też sympatią dla swojego dzieła, w tym rysunkowych podopiecznych.

Poza kompetentnym panem złotą rączką, czyli głównym bohaterem, który w lochach przydaje się do otwierania zamków w drzwiach czy skrzyniach z (miejmy nadzieję) skarbami do drużyny należą jeszcze: rycerzyca w ciężkiej zbroi Raelza, maleńka wróżka Lafanpan oraz starszy mag Morlock. Wszyscy oni są nam przedstawieni pobieżnie, w krótkich scenkach, ale umiejętnie oraz ze sporą dozą humoru, którego w tej serii jest całe mnóstwo. Odcinek kradnie dziadek Morlock, najpotężniejszy członek ekipy, ale ze względu na sędziwy wiek, już nie taki sprawny umysłowo, jak niegdyś. Zdarza mu się na przykład zapominać inkantacji w połowie walki, przez co tyłki reszcie musi ratować Raelza albo Lafanpan. Nie odebrałam jednak tego jako naśmiewania się ze starszej osoby – wręcz przeciwnie – mag jest, nomen omen, postacią fantastyczną, wzbudzającą od razu sympatię i prowadzoną w sposób, który każe mi wierzyć, że twórcy też go lubią. Raelza za to jest kompetentna i… żywo zainteresowana głównym bohaterem, z czego chichra się dyskretnie Lafanpan. Przesympatyczna zgraja.

Poza wspomnianą czwórką pojawiają się jeszcze inne postaci (krasnolud z pieskiem!), ale o nich pewnie będzie więcej w kolejnych odcinkach. W pierwszym motywem łączącym scenki jest potrzeba bycia przydatnym, którą odczuwa Saitou-san. Cały czas o tym rozmyśla, martwiąc się, że jest tylko ciężarem dla swoich towarzyszy. Konkluzję zobaczymy jeszcze w tym odcinku i, oczywiście, jest ona pozytywna. Niewiele więcej można o fabule powiedzieć, bo takowej jeszcze tutaj nie ma.

Ależ to jest ładne! Grafika wybija się ponad przeciętną, z przyjemnym i szczegółowym rysunkiem, zróżnicowanymi projektami postaci, bogatą paletą dobrze dopasowanych kolorów oraz przyjemnym dla oka i wyraźnym cieniowaniem czy doświetlaniem. Pierwszy odcinek jako wstęp prezentuje się naprawdę dobrze, ale mam nadzieję, że rozwiniecie historii nabierze jednak nieco kontekstu i fabuły (nie tracąc nic z humoru).

Leave a comment for: "Benriya Saitou-san, Isekai ni Iku – odcinek 1"