Benriya Saitou-san, Isekai ni Iku – odcinek 2

W tym odcinku również sceny zmieniają się szybko, a każda kolejna jest co zabawniejsza czy interesująca pod względem ukazania postaci. Najpierw Saitou po zabiciu wspólnymi siłami hydry, ku zgrozie reszty – a szczególnie Raelzy – przyrządza ją jak węgorza w stylu kansai. Druga scenka przedstawia dwie panie: niepotrafiącą w magię elfią wojowniczkę, która dosłownie rozszarpuje wrogów kastetem z ostrzami oraz jej leczącą towarzyszkę z fetyszem krwawiących ran – obie mające się ku sobie, ale to ukrywają. A w tle plącze się jeden ork odkrywający swoją mroczną stronę… Trzecia pokazuje króla jakiegoś królestwa, który nie mogąc się doczekać bohatera, sam musi wybrać się do władcy demonów, mimo że jest już bardzo stary i bolą go kolana. Potem wracamy do głównej czwórki, dowiadujemy się, dlaczego wróżka musi zbierać pieniądze i wysyłać je na księżyc, a następnie towarzyszymy bohaterom w niebezpiecznej przygodzie, w której Saitou… traci życie. Chwilowo.

Większość postaci mam ochotę wyściskać, za bycie tak kochanymi, konkretnymi i sensowymi. No i ten humor, który niczym niewidzialna aura unosi się nad wszystkim, aż widz z niecierpliwością czeka, jak zostanie pokierowana akcja, zawczasu węsząc coś zabawnego. Podobają mi się też takie drobiazgi, jak na przykład moment, kiedy teleport wciąga tylko Saitou i Raelzę, a nie maga i wróżkę, którzy mają wysoką odporność na magię. Brzmi logicznie, prawda? Było to tak sprawnie poprowadzone, że dopiero na końcu zorientowałam się, że twórcy zwyczajnie potrzebowali tej dwójki razem, a pozostali by im przeszkadzali w następujących potem scenach. Ciekawie jest również oglądać zaradność głównego bohatera – jest coś wysoce satysfakcjonującego w patrzeniu, jak zwykły człowiek musi sobie radzić w nietypowych, obcych warunkach – i idzie mu to doskonale, w sposób nawet realistyczny. Kto wpadłby na pomysł, że igły skrytobójców świetnie nadają się jako szpikulce do grillowania?

Mimo że królują tu na razie codzienne problemy poszukiwaczy przygód i pokrewnych, to momentami robi się mroczniej, aż ciarki potrafią przejść. Przyznam, że nie spodziewałam się sceny łamania żeber, ani tego, że te żebra będą widoczne… Czy to jest zapowiedź potencjalnie poważniejszych scen czy tylko taki rodzynek?

Tak samo jak poprzednio jestem zachwycona oprawą graficzną, a teraz dochodzi do tego jeszcze pomysłowy wizualnie ending. Sama muzyka jest przeciętna, ani szczególnie dobra, ani zła, przez większość czasu była dla mnie niezauważalna i niezapamiętywalna.

Leave a comment for: "Benriya Saitou-san, Isekai ni Iku – odcinek 2"