Michi Sonoda wraz z przyjaciółką, Sanae Takigawą, biorą udział w turnieju judo. Sanae w jednej walce nie idzie za dobrze, za to Michi postanawia za wszelką cenę zdobyć ippon (najwyższa ocena w japońskich sportach i sztukach walki, która kończy pojedynek przed czasem – można ją zdobyć przez pełny rzut na plecy lub przytrzymywanie zawodnika przez minimum 20 sekund). Jej przeciwniczka szybko przechodzi do ataku, pokazując, że nie będzie łatwo jej pokonać. Sonoda jednak napiera i napiera i w końcu udaje jej się wykonać rzut na plecy. Podekscytowane przyjaciółki już myślą o zwycięstwie, co ma dla Michi złe konsekwencje, bowiem sędzia niewzruszonym głosem zamiast „ippon!” wykrzykuje „waza-ari!”, ogłaszając tym samym, że rzut nie był do końca dobrze wykonany. Rywalka wykorzystuje zdezorientowanie Sonody i zakłada uchwyt – Michi omdlewa, a filmik z tego później krąży po internetach…
Tak, Michi decyduje się wraz z zakończeniem nauki w gimnazjum pożegnać się także z ukochanym sportem. Czekają ją przecież inne fajne zajęcia, na przykład przydałoby się znaleźć chłopaka. Nadchodzi nowy rok szkolny – Michi wraz z Sanae i ich wspólną koleżanką, Anną Nagumo, trafiają do tego samego liceum. Anna chciałaby trenować kendo. Zaprowadza dziewczyny do sali klubowej, gdzie spotykają… przeciwniczkę Michi z ostatniego starcia. Towa Hiura, bo tak się nazywa, stara się wywalczyć salę dla siebie i ćwiczyć w niej judo. Wystarczy, by znalazła przynajmniej dwie chętne dziewczyny do trenowania… o, akurat się pojawiają! Między Tową a Anną dochodzi do walki o Michi. Sanae, początkowo niewzruszona, doskonale zdając sobie sprawę z miłości Sonody do judo, reaguje i doprowadza do starcia między nią a Hiurą – Sonoda wygrywa przez „ippon!”. Nie trzeba mówić, że jej przygoda z judo rozpoczyna się na nowo. W końcu inaczej nie byłoby serii. Zresztą, pierwsze minuty odcinka, nieomówione przeze mnie, wszystko zdradzają!
Na ogół jak ognia unikam serii z dziewczynkami coś tam robiącymi, ale Mou Ippon! dałam szansę ze względu na to, że jest zarówno sportówką, ten zaś gatunek jest mi zdecydowanie bliższy. Do tego opowiada o raczej mało eksploatowanym w anime sporcie, jakim jest judo (znalazłam jedynie informację o trzech już dość wiekowych tytułach). Podeszłam zatem do seansu zarówno bez większych oczekiwań, jak i bez marudzenia (no bo sama chciałam…) i… cóż, na razie trudno mi orzec, czy mi się podobało, czy nie. Powiem tak – nie było w odcinku niczego, co by mnie odrzuciło od serii, ani niczego, co by sprawiło, że z niecierpliwością oczekiwałabym kolejnego tygodnia. Na banalne zawiązanie akcji, w którym to protagonistka zamierza porzucić pasję, ale oczywiście, po spotkaniu nowej dziewczyny, tego nie robi, byłam przygotowana – ot, człowiek już się uodpornił na niektóre schematy. Dziewczyny nie zostały obdarzone jakimiś wyjątkowymi osobowościami – Michi to wieczna optymistka, Sanae jest bardziej spokojna i opanowana (typ przepraszający za wszystko), Towa – nieśmiała i trochę wycofana, zaś Anna robi za grupową śmieszkę. Obstawiam, że i piąta dziewczyna niczym specjalnym nie zaskoczy. Jak zwykle jednak w sportówkach nie obchodzą mnie pojedyncze kreacje, a to, czy na bohaterów razem patrzy się dobrze i chce się im kibicować. Czy tak będzie, trzeba poczekać na więcej odcinków.
Pierwszy odcinek, a już tyle oszczędności! Otwiera go sekwencja kilku leniwie po sobie przechodzących kadrów, których nie brakuje i później – zatem, bohaterki coś mówią, widz zaś zmuszony jest patrzeć na tło albo jakiś szczegół. Często też zamiast pełnej postaci oglądamy jedynie główki w SD-eczkowym wykonaniu; również i wtedy niewiele więcej się dzieje na ekranie. Także podczas prezentowania walk twórcy sporo sobie ułatwiają, na przykład pokazując jedynie stopy zawodniczek. Z drugiej strony, jak już animacja jest, to całkiem płynna, co w połączeniu z ładną kreską daje miły dla oka efekt. Wrażenie wywarł na mnie jeden moment w odcinku, gdy Michi przewraca Towę w sali kendo – może nie tyle zapiałam z zachwytu nad geniuszem animatorów, ale pomyślałam, że ktoś tam potrafi coś nietuzinkowego. Mam nadzieję, że to nie będzie pojedynczy przypadek. Podobało mi się, że ze względu na obraną dyscyplinę dziewczyny mają pełniejsze kształty, acz absolutnie nie można powiedzieć, żeby były przy tuszy! Po prostu przy bohaterkach innych serii wyglądają, że się tak wyrażę, zdrowo. Ogólnie zaś postawiono na proste projekty postaci. Muzyka jakaś tam brzmiała, ale zupełnie jej nie zarejestrowałam. Podobnie podany na końcu opening wleciał jednym uchem i od razu wyleciał drugim.