Nokemono-tachi no Yoru – odcinek 2

Nieszczęsna Wisteria – rzeczywiście straciła wzrok, acz trzeba przyznać, że przyjmuje to z kamiennym spokojem osoby, którą wymyślił autor niemający najbledszego pojęcia nie tylko o prawdopodobieństwie psychologicznym (nie przesadzajmy), ale też o jakiejkolwiek spójności charakteru. Pokazanie interakcji osoby niewidomej z otoczeniem stanowi pewne wyzwanie, szczególnie gdy utrata wzroku miała miejsce tak niedawno. Nie wydaje się jednak, żeby chociaż próbowano je podejmować. Marbas zabiera Wisterię do podupadłego domu na uboczu – jak się okazuje, należącego do niego. Na miejscu dziewczę siedzi grzecznie jak kołek (bo co ma robić), a Marbas pracowicie zajmuje się sprzątaniem. Później, gdy okazuje się, że Wisteria musi jeść, wracają do miasta… Na zakupy ubraniowe. Nie, nie rozumiem tej logiki, poza tym, że stanowi okazję do ubrania bohaterki w kilka przypadkowych ciuszków oraz do spotkania z arystokratką Dianą i towarzyszącym jej ochroniarzem Naberiusem, który oczywiście okazuje się także diabłem i dawnym znajomym Marbasa.

Potem bohaterowie udają się do eleganckiej restauracji, gdzie Wisteria siedzi jak kołek i pozwala, żeby Marbas ją karmił… Ale niedługo potem wydarzenia przybierają bardziej dramatyczny obrót, albowiem brat Wisterii, Snow, nie próżnuje i zawzięcie tropi czerwonowłosego diabła, który uprowadził jego siostrę. Kończy się to najpierw jego przypadkowym spotkaniem z Marbasem, a potem już nieprzypadkową trójstronną konfrontacją, podczas której panowie próbują się pozabijać, a Wisteria poustalać swoje priorytety. Latają srebrne kule, śmigają włosomacki, tryskają woda święcona i łezki z oczu Wisterii… Tylko napięcia jakoś w tym nie ma za grosz, jakby bohaterowie odpracowywali walkę zgodnie ze scenariuszem, ale bez przekonania, bo ten scenariusz jest głupszy niż ustawa przewiduje. Na koniec Marbas i Wisteria wyruszają w podróż (i po co biedak ten dom sprzątał), zaś Snow obiecuje, że będzie ich w miarę możności kryć, bo na celowniku egzorcystów znajdzie się nie tylko Marbas jako diabeł, ale także Wisteria jako osoba, która zawarła z nim kontrakt.

Wszystko to – z wyjątkiem komediowej sekwencji sprzątania – jest śmiertelnie poważne i po prostu widać, które sceny mają za zadanie wyciskać z widza wzruszenie. No właśnie: widać. Scenariusz jest szyty tak grubymi nićmi, że kompletnie się rozłazi. Działania bohaterów są pozbawione sensu, a uniwersalnym uzasadnieniem jest „Marbas się nudzi i sam nie rozumie, czemu postępuje tak, a nie inaczej”. Wisteria sprawia wrażenie nakręcanej lalki, podkreślane jeszcze jej biernością wynikającą z braku wzroku. Ot, siedzi i wygłasza łzawe przemowy, oto cały jej udział. Co gorsza, ta nijakość charakterologiczna promieniuje jakoś na Marbasa – bo nawet jeśli się nudzi, to serio, nie mógł sobie znaleźć ciekawszego obiektu obserwacji? Bo ja wiem, ślimaka winniczka?

Leave a comment for: "Nokemono-tachi no Yoru – odcinek 2"