Tomo-chan wa Onnanoko! – odcinek 1

Szybki wstęp zarysowuje główny wątek serii, jakim jest walka Tomo Aizazawy o to, by jej wieloletni przyjaciel i sąsiad, Junichirou Kubota, dostrzegł w niej kobietę, a najlepiej – zakochał się w niej. Nie to, żeby nie zrobiła pierwszego kroku – wyznała mu uczucia, ale ten wziął je jedynie za deklaracje kumpelskiej sympatii. Pan pod tym względem najbystrzejszy nie jest – całe dzieciństwo myślał, że Tomo to chłopiec i mimo rewelacji w gimnazjum nie przestał jej traktować jako takiego. Pan ma w sobie absolutnie zero myśli romantycznych, jest niewinny jako ta lelija nadobna. Z drugiej strony Tomo jest chłopczycą, karateką, silną i pewną siebie – chyba że chodzi o sprawy dziewczęce, w których dopiero próbuje się rozeznać. Jest świadoma swojego uczucia i często reaguje właśnie jak zakochana dziewczyna, co w kontraście ze ślepotą Juna wywołuje efekt komiczny. Tomo wobec tego pana często używa także siły, ale nie ma co mu współczuć – po pierwsze on także trenuje karate, jest silniejszy od Tomo, a w bójki wdają się ze sobą od dzieciństwa. Po drugie – to on nie patrzy, gdzie łapę kładzie…


Już w pierwszym odcinku pojawia się całe stadko innych postaci, np. kapitan szkolnego klubu karate dla chłopców, do którego uczęszcza Tomo czy Misuzu Gundou. Ta ostatnia jest przyjaciółką głównej bohaterki i wrogiem Juna. Obserwuje i pomaga Tomo, a jest przy tym bezwzględna, wyraźnie stwierdzając, że Tomo sama jest sobie winna tego, jak wygląda aktualnie sytuacja. Gundou zajmuje się też rozplątywaniem nieporozumień (jaki sport sam na sam uprawiają razem panie i panowie?) oraz prowokowaniem Juna, tak jak w tym odcinku, gdy ze złym uśmiechem pyta się go, co będzie, jeśli Tomo znajdzie sobie chłopaka. Po reakcji nadobnej leliji możemy wywnioskować, że nawet jeśli informacja o dziewczęcości Tomo nie przebiła się jeszcze do świadomości, to jednak gdzieś tam głęboko siedzi i drąży… Będzie zabawnie.

Odcinek składa się z wielu krótkich scenek, przedstawiających pokrótce sytuację i postaci – jak przystało na ekranizację komediowej czteropanelówki. Poznamy więcej postaci, niż tylko wymienione wyżej, szybkie tempo fabuły nie wpływa na szczęście na jej płynność – jak na razie anime trzyma się papierowego pierwowzoru i raczej na tym nie traci. Postaci są sympatyczne i mają charakterki, humor bawi, a wątek romantyczny nieśmiało puka w skorupkę od wewnątrz – tak, żeby nie spłoszyć pozostałych.

Leave a comment for: "Tomo-chan wa Onnanoko! – odcinek 1"