Tsundere Akuyaku Reijou Liselotte to Jikkyou no Endou-kun to Kaisetsu no Kobayashi-san – odcinek 3

Po dwóch epizodach skupionych na relacji Siegwalda i Liselotte trzeci z nich przechodzi do innych wątków – jeden z nich to retrospekcja dotycząca Endou i Kobayashi, drugi zaś przybliża trzecią parę serii (to nie jest spoiler, bo już czołówka zdradza kto z kim), czyli Fiene i Baldura. I niejako z przykrością muszę stwierdzić, że omawianą tu część oglądało się znacznie lepiej niż poprzednie, bo Liselotte widziana oczami Siega w dodatku z komentarzami grających licealistów jest urocza i zabawna, ale już sama postaci tytułowej złoczyńczyni w oderwaniu od tego wszystkiego robi się już delikatnie męcząca – w sensie, ja wiem, że tu chodziło o wykreowanie skrajnego schematu (generalnie wszystko tu jest schematyczne, ale mniejsza o to), aczkolwiek momentami bywa średnio strawnie. I niestety pomimo całej mojej sympatii do głównego bohatera gry – to jednak jego wątek z antagonistką wydaje się na ten moment najmniej barwny.

Zdecydowanie bardziej do gustu przypadła mi relacja Baldura i Fiene – w tej wersji scenariusza rozgrywki postaci drugoplanowych, według których najlepszym przepisem na spędzenie udane dnia jest wspólne rozprawianie się z potworami – ot, dwoje mięśniaków na „randce”. Było to nieco absurdalne, ale naprawdę urocze. Ich wątek dodatkowo popycha fabułę do przodu, ponieważ wyraźnie zasugerowano, że oryginalna fabuła gry przenika do tej zmodyfikowanej rozgrywki i coś mi mówi, iż może się zrobić z tego niezły bałagan. I znowu jedynie w jednej krótkiej scence pokazano tajemniczego jegomościa ze świata realnego, który chyba też ma dostęp do zmodyfikowanego scenariusza. Czy na pewno to się dopiero okaże.

Wątek Endou i Kobayashi może nie popycha fabuły do przodu, ale bardzo zwięźle i zgrabnie zarysowuje początki ich przyjaźni (bo o miłości to chyba trudno w ich przypadku mówić). Przez moment było nawet dosyć dramatycznie, acz o dziwo wcale nie wyszło łzawo – widz dostał coś bardziej poważnego, ale w umiarkowanym stopniu. Najbardziej chyba spodobało mi się to, jak w jednym zdaniu pokazano charakter Shihono, która owszem pociesza Aoto, ale w bardzo spokojny i racjonalny sposób. Ładnie rozbudowuje to jej osobowość, która do tej pory ograniczała się do nadmiernego entuzjazmu skierowanego w stronę konkretnej gry otome.

Jak by to podsumować? Pomysł na fabułę fajny i jak na razie całkiem sprawnie wprowadzany w życie i mimo że zdarzają się słabsze momenty, to jako całokształt oceniam pierwsze trzy odcinki bardzo pozytywnie – można się szczerze pośmiać z tej w gruncie rzeczy bezpretensjonalnej opowiastki, która od strony technicznej urodą może nie grzeszy, bo animacja to chwilami na słowo honoru tu występuje, ale jako niezobowiązująca rozrywka sprawdza się idealnie.

Czy można bardziej romantycznie spędzić dzień?

Leave a comment for: "Tsundere Akuyaku Reijou Liselotte to Jikkyou no Endou-kun to Kaisetsu no Kobayashi-san – odcinek 3"