Przywrócony do życia Kapitan Bertrand próbuje dostać się z powrotem do stolicy, by przynieść Imperatorowi ważne wieści, niestety, nie zostaje wpuszczony, a co gorsza pogoniony od bram i potraktowany jako jeden z wyrzutków. I to tylko dlatego, że teraz jest kobietą… Nie mając innego wyjścia, zgadza się wstąpić na „służbę” do Mitamy i służyć jako zachęta dla mieszkańców, by przyłączyli się do jej religii – czyli grupy luźno powiązanych ze sobą osób mających maskotkę nazywaną „bogiem” – albowiem może ich obronić przez dziwnymi bestiami w CGI.
Akcja werbunkowa idzie pełną parą – i można ją podsumować powiedzeniem „przyłącz się do nas, mamy ciasteczka!”. Mamy też wino i masaże relaksacyjne tylko dla wyznawców. Jak sam Yukito podsumowuje swoje działania, tworzy religię opartą nie na wierze i oddaniu, lecz na osiąganiu osobistych korzyści przez jej wyznawców. Ich liczba rośnie, ale niestety, nadal nie jest wystarczająca, by Mitama uzyskała pełnię mocy, tym bardziej, iż okazuje się, że coś w rodzaju magii jednak istnieje. Dziwną mocą otrzymywaną od Imperatora są naładowane bronie dla dowódców, a co gorsza, elitarnymi jednostkami które też od niego tę moc otrzymały, są tu Archoni, którzy potrafią literalnie zmieść górę. Dwójka takowa już zaczyna się pojawiać gdzieś w fabule – jednostka Atar oraz przekazująca jej polecenia Loki, mająca podejrzanie dużą wiedzę na temat aktualnych wydarzeń w wiosce.
Zdobyte informacje nie podbudowują zbytnio Yukito, ale jak to bywa, zawsze jest promyk nadziei – bohatera nachodzi olśnienie w postaci dawnych nauk tatusia „jeśli chcesz wyznawców, to ich po prostu podbij”. Okazuje się też, że nie są jedynym obozem zesłańców, i wokół stolicy jest ich więcej. Ta informacja, w połączeniu z uświadomieniem sobie, że w sumie tak naprawdę nie są niczym ograniczeni, pcha bohatera do działania i zesłania na miejscowych wiedzy o nowoczesności.
Pod względem graficznym na razie poziom jest utrzymany, głównie przez umiejętne kadrowanie oraz oszczędzanie na planach dalszych – pokazywanie obrazków à la pikselkowa gra, mniej ruchome dalsze plany, zwłaszcza zawierające więcej osób, czy wpychanie okropnego CGI w potwory. Uwaga twórców jest skupiona głównie na falbankach i biuście Bertrand(a) i bohaterze, który ma wyjątkowo korzystne, knujne kadry.
Roy zostaje na szczęście zamknięty w piwnicy, a z nim jego ciągoty. Tym razem powtarzalnym żartem jest ubieranie Bertrand(a) przez siostry w różne coraz bardziej skąpe ciuszki, na szczęście bohater ma inne rzeczy na głowie niż puszczanie krwi z nosa. Dowiadujemy się zatem więcej o Imperium, kilka rzeczy się wyjaśnia, ale kilka nowych faktów zaczyna się też pojawiać, i to zdecydowanie niepasujących do początkowo zarysowanego świata. Podoba mi się też, w jak bezpośredni sposób jest pokazane budowanie religii z pobudek czysto pragmatycznych. Generalnie Yukito dobrze kombinuje, choć mam dziwne wrażenie, że może trafić na kogoś zdecydowanie bardziej obytego w sprawach „boskich” niż się by w tym świecie mogło wydawać, co więcej, zważywszy na „zwyczaje Imperium” może się okazać, że dalej będzie Mrok, Zniszczenie i Bezmyślne Mordowanie Owieczek.
Cóż, trzeci odcinek zdecydowanie zyskuje w porównaniu do poprzedniego, głównie ze względu na większą spójność. Pytanie, czy oglądać dalej – jeśli komuś do gustu przypadły dotychczasowe odcinki, to czemu nie? Ja może zerknę jeszcze na kilka, a potem się zobaczy, w która stronę pójdzie.