Mahou Shoujo Magical Destroyers – odcinek 1

W roku 2008 Japonia nieoczekiwanie uchwaliła pakiet nowych praw, który miał na celu „ochronę” japońskiej popkultury oraz jej przedstawicieli. W ramach działań związanych z wejściem tego pakietu w życie wszelkie dobra typu komiksy, anime, gry, figurki i inne gadżety zostały zabezpieczone (czyli skonfiskowane), wspomniani przedstawiciele, wszelkiej maści otaku, objęci szczególną ochroną (czyli wsadzeni do karykaturalnych obozów koncentracyjnych, bo inaczej nie da się tego nazwać), zaś legendarna dzielnica Akihabara w zasadzie zrównana z ziemią. Oczywiście nie wszystkich otaku udało się wyłapać, zaś ci, którzy pozostali, utworzyli prężny ruch oporu pod wodzą jegomościa działającego pod pseudonimem Otaku Hero. Początkowo rebelianci odnosili sukcesy i zdołali nawet „wyzwolić” część Akiby, ale przewaga liczebna i zaplecze technologiczne przeciwnika sprawiały, że siły bojowe armii rewolucyjnej kurczyły się dzień po dniu. Teraz, trzy lata później, Otaku Hero ma po prostu dość i zaczyna dochodzić do wniosku, że niech się dzieje, co chce. Nie podoba się to niejakiej Anarchy, żeńskiemu rodzynkowi wśród niedobitków rebeliantów oraz (najwyraźniej autentycznej) mahou shoujo. Uważa ona, że jeśli tylko odzyska swoje towarzyszki, Blue i Pink, żadne siły rządowe nie będą im straszne… Tyle że Blue wpadła niedawno w ręce wroga, który planuje ostateczną akcję czyszczenia niepokornej dzielnicy. Czy Otaku Hero w ostatniej chwili weźmie się w garść i pokaże, dlaczego jest przywódcą? Oczywiście. Czy warto to oglądać? No cóż…

Możliwe, że problemem jest kompletny rozdźwięk między moim obecnym poziomem energii a absurdalnym chaosem promieniującym z tej serii. Przede wszystkim jednak nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że odcinek bardzo dobrze udaje, że… prawie nie ma fabuły. Przez większość czasu oglądamy marudzącego Otaku Hero, pokrzykującą na niego Anarchy oraz robiących za chór grecki towarzyszy niedoli, ale akcja drepcze w miejscu. Gdy zaś w końcu zaczyna się coś dziać, okazuje się, że mamy za mało informacji, żeby móc jakoś zmapować te wydarzenia na świat przedstawiony. Owszem, seria wrzuca widza z założenia w środek akcji bez żadnych tłumaczeń, ale skoro znalazło się miejsce na przydługą retrospekcję pokazującą, jak doszło do obecnej sytuacji, to mogłoby się znaleźć miejsce na wyjaśnienie, skąd wzięły się tutaj elementy zdecydowanie nadnaturalne. Tak, pewnie okaże się później, ale pytanie, czy chce mi się czekać (ba – musi mi się chcieć, bo jeszcze dwa odcinki).

Paleta kolorystyczna dobrze podkreśla charakter akcji – może nawet za dobrze. Estetyka polegająca na zestawieniu ponurego, zniszczonego wojną miasta i takichż ludzi z kolorowymi gadżetami niszczonej popkultury mogłaby działać, gdyby nie to, że nieprzyjemnie kojarzy mi się ze znacznie bliższym i bardziej realnym konfliktem zbrojnym, o którym raczej staram się nie pamiętać podczas oglądania anime. Postaci są dość uproszczone, w większości stylizowane na stereotypowych otaku (acz sam Otaku Hero, zapewne nie przypadkiem, pożycza sporo z wyglądu niejakiego Tochiro, towarzysza kapitana Harlocka), zaś ich deformacje wydają się celowe. Kilka sekwencji i ujęć robi wrażenie, tyle że troszeczkę zbyt dobrze wykalkulowane. Właśnie, może na tym polega mój problem z tym odcinkiem: seria udaje żywiołową jazdę bez trzymanki, a jednocześnie cały czas czułam, że wszystko tutaj jest starannie wyliczone, żeby widzowie na pewno pomyśleli, że mają do czynienia z produkcją niesztampową i nietuzinkową.

Leave a comment for: "Mahou Shoujo Magical Destroyers – odcinek 1"