Mashle – odcinek 1

Oto magiczny świat, w którym każdy rodzi się obdarzony magiczną mocą. Lewitacja, latanie na miotle czy tworzenie rzeczy z niczego są tu na porządku dziennym. Ale gdzieś poza murami miasta, w małej, acz komfortowo urządzonej chatce w lesie, mieszka Mash i jego wiekowy ojciec. Chłopak większość czasu spędza trenując – bynajmniej nie sztuki magiczne, a własne ciało, a robi to na polecenie ojca, który zabrania mu także wizyt w mieście. Powód ma bardzo dobry, otóż Mash nie posiada żadnych magicznych mocy, o czym świadczy brak znamienia na jego twarzy. Sam Mash nie jest świadomy swoich braków, to grzeczny, dobrze ułożony chłopak, który ma trochę za dużo siły fizycznej. Ma też pewną słabość – profiterolki, czyli takie mini ptysie i kiedy ojciec wychodzi z domu, niepomny obietnicy Mash udaje się do miasta, by kilka kupić. Niestety, w wyniku pewnego zbiegu okoliczności, zwraca na siebie uwagę policji, dowodzonej przez sadystycznego Brada i chociaż ojciec ratuje chłopaka w ostatniej chwili, wiadomość o „niemagicznym” mieszkańcu krainy, rozchodzi się. Zresztą Brad też nie ma zamiaru odpuścić i za pomocą magii namierza uciekinierów. Trzeba bowiem wiedzieć, że aby chronić „czystość krwi”, osoby pozbawione mocy są zabijane. Przydybany w domu ojciec chłopaka próbuje go chronić i nie chce powiedzieć, gdzie poszedł (trenować oczywiście), narażając się na tortury, ale podsłuchujący pod drzwiami Mash zamiast uciekać, stawia czoła oprawcom. I chociaż nie posiada nawet krztyny magicznej mocy, jego siła fizyczna okazuje się wystarczająca, by poradzić sobie nawet z wyjątkowo silnym zaklęciem. Zaskoczony Brad proponuje bohaterowi układ – zostanie on uczniem prestiżowej szkoły magii i zostanie wybrany „boskim wizjonerem”, a ten zostawi go w spokoju (i przy okazji skorzysta na splendorach, które spłyną na Masha). Nie mając wiele do stracenia, ale wbrew życzeniu ojca, chłopak przystaje na propozycję…

Może zacznę od tego, że nie jestem wielką fanką parodii, a wiele wskazuje na to, że Mashle będzie miało dużo z tego gatunku. Cały świat wydaje się oparty na tym z Harrego Pottera, wystarczy spojrzeć na znamiona mieszkańców czy projekt mundurków. Mimo to, pierwszy odcinek chwilami niebezpiecznie oddalał się od komediowych założeń i uderzał w wyjątkowo poważne tony. Samo założenie, że w świecie magii nie ma miejsca dla ludzi jej pozbawionych, wydaje się dosyć mroczny. To trochę tak, jakby do władzy doszedł Slytherin i pozbył się wszystkich Mugoli. Poza tym, nie czarujmy się, to też nie pierwsza seria, która przeciwstawia nadludzką siłę magii. Całokształt jest specyficzny, ale dobrze rokuje. Główny bohater jest po prostu sympatyczny i zaskakująco spokojny jak na protagonistę takiej serii. Tak naprawdę nie mogę się doczekać aż poznam szkolnych kolegów Masha, bo wydają się barwną i dającą się lubić grupą. W ogóle wydaje mi się, że anime sporo zyska, kiedy akcja przeniesie się do szkoły.

Graficznie jest w porządku – ładne to, kolorowe. Projekty postaci są dopracowane i bardzo różnorodne, a i świat prezentuje się ciekawie. Do gustu przypadła mi również czołówka, taka bardzo shounenowa. W sumie, jestem dobrej myśli, chociaż spodziewałam się większej ilości szalonego humoru. Na pewno warto rzucić okiem.

Leave a comment for: "Mashle – odcinek 1"