Niehime to Kemono no Ou – odcinek 1

Źle się dzieje w królestwie bestii… Chociaż może nie tyle „dzieje”, ile po prostu „jest” źle, bo są i buntownicy niezadowoleni z rządów obecnego monarchy i ziemia niezbyt urodzajna i powietrze jakieś takie morowe… Tak czy siak, królestwo istnieje. I kiedyś tam toczyło nawet wojnę z rasą ludzką i podpisało traktat pokojowy, a choć nie wiadomo, która strona ostatecznie wygrała, to fakt, iż co jakiś czas człowiek składany jest w ofierze, to chyba jednak bestiom się poszczęściło.

Dziewięćdziesiątą dziewiątą osobą, rzuconą dosłownie na pożarcie królowi jest Sariphi. Dziewczyna mała i wątła, ale całkiem charakterna i ze spokojem, czy wręcz ulgą przyjmująca los ofiary. Takie podejście do sprawy robi na władcy bestii takie wrażenie, że ten do momentu rytualnej uczty pozwala jej na chodzenie samopas po pałacu (albo przynajmniej jego części). Coś jak wędlinka z wolnego wybiegu? Nie, nie wszak król ma wobec dziewczyny zupełnie inne zamiary. Ale jak nie od dziś wiadomo plany planami, a rzeczywistość sobie. I tym sposobem będący bodaj w połowie człowiekiem (ściśle tajne!) król zamiast pod osłoną nocy wypuścić kolejną ze swoich ofiar, postanawia uczynić z niej swoją małżonkę. Ku konsternacji i przerażeniu swoich poddanych. Ale kto odważy się przeciwstawić władcy?

Cóż można o tym napisać? Bardzo to bajkowe i bardzo shoujo, a choć sugeruje, że nie traktuje siebie zupełnie poważnie, wrzucając to tu to tam okruchy humoru, to w gruncie rzeczy pozostaje raczej infantylne i słodkie. Może nie aż do przesady, ale jednak. I nikt mi nie powie, że sprawę załatwia umiejscowienie akcji w świat bestii, bo niewiele w tym „pikanterii”, jeśli całość podąża drogą typową dla opowiastek dla nastolatek, a i główny bohater to w gruncie rzeczy okaz przystojny i zwiewny (nawet jeśli tylko raz na jakiś czas). Pozostałe elementy obowiązkowe też pewnie zostaną w niedługim czasie odhaczone.

Aczkolwiek jeśli po zrzutkach komuś wydaje się, że dostanie schemat rozwoju relacji „mruk-promyczek”, to się mocno zdziwi, bo choć król jest odpowiednio mrukliwy, a Sariphi pogodna, to określenie „rozwój” relacji to trochę za dużo powiedziane. Wszystko dzieje się wyjątkowo szybko i właściwie przeskakuje od próby zastraszenia przez niechętną akceptację po ciepłe uściski. I to wszystko w przeciągu jednego odcinka. Pstryk, pstryk, pstryk i już. Nie wiem, jakoś tak dziwnie się to oglądało. Ciąg przyczynowo-skutkowy niiiiiby jest, ale grubymi nićmi to wszystko szyte i ładunku emocjonalnego w tym za grosz nie ma.

Nie jest to brzydkie, muzycznie też jest w porządku, ale jakoś tak bezbarwnie. Może czas weryfikuje pierwsze wrażenia, bo lata temu jak oryginał źródłowy (manga) dopiero co się zaczynał, to jakoś inaczej to odbierałam. Albo to kwestia medium? W sumie nie wiem.

Leave a comment for: "Niehime to Kemono no Ou – odcinek 1"