Oshi no Ko – odcinek 1

Do niewielkiego miasta przyjeżdża w tajemnicy przed fanami ciężarna idolka. Tak się składa, że główny bohater, a zarazem tutejszy ginekolog, jest jej wielkim fanem, więc szybko ją rozpoznaje, ale oczywiście obiecuje dochować tajemnicy, a za kilka miesięcy przyjąć poród. Co więcej, kiedy jakiś podejrzany typ łazi po nocy w okolicach szpitala i pyta o Ai Hoshino (nikt nie powinien wiedzieć, że dziewczyna tu jest ani że na nazwisko ma Hoshino), ginekolog goni go, a następnie ginie zepchnięty przez niego z klifu. Po chwili rodzi się jako jedno z bliźniąt Ai, dostaje imię Aquamarine, siostrę Ruby i życie w tajemnicy z nieletnią mamą, która postanawia nie wyjawiać, że ma dzieci i wrócić do tańczenia i śpiewania.

Odcinek ogląda się jak film, a raczej preqel filmu. Nie tylko dlatego, że jest długi, ale również dlatego, że budową taki przypomina. Jest dobrze i konsekwentnie reżyserowany bez żadnych przestojów, spadków jakości, rozpisany na kilka lat z życia bohaterów, pokazujący pewien zamknięty rozdział z ich życia. Są to dokładnie cztery lata – od urodzenia bliźniąt po śmierć matki z rąk tego samego mordercy, który zabił poprzednie wcielenie głównego bohatera.

Mój problem z tym fil… odcinkiem polega na tym, że jest on bardzo poważny. Narracja – czasami słyszymy Aquę, czasami Ai – jest natchniona, napompowana pięknymi i takimi prawdziwymi sformułowaniami, że aż czasami mnie skręcało. Ale to nic w porównaniu z retrospekcjami Sariny, dziecka, które zaraziło głównego bohatera miłością do idolki Ai, a potem umarło na raka, zostawiając go z tą miłością samego (pewnie dlatego później się tak emocjonuje, oglądając jej występy – nadrabia za dwoje). Zauważam, kiedy próbuje się ze mnie wycisnąć na siłę emocje i mnie to irytuje, wolałabym, gdyby twórcy mieli nieco subtelniejsze podejście. Widać dokładnie momenty, w których widz ma się zaśmiać, wzruszyć, zadumać czy zapłakać. Sceny są wręcz wycyzelowane z myślą o efekcie, jaki wywołają w widzu.

Pierwszy zgrzyt poczułam jednak, zobaczywszy głównego bohatera, jeszcze jako ginekologa, dorosłego mężczyznę, piszczącego przed telewizorem do szesnastolatki. Nie nastroiło mnie to pozytywnie do typa, a późniejsze zachowanie bliźniąt, które od naturalnego zachowania dzieci dzielą lata świetlne, tego nie poprawiło. Bowiem w swoich nowych ciałach ta dwójka nadal pozostaje przede wszystkim zapalonymi fanami i ani razu nie poczułam, że postrzega Ai jako swoją mamę. Ukrywanie swojej inteligencji również wychodzi im z trudem, dość powiedzieć, że ujawniają się z nią przed swoją niańką oraz przed pewnym reżyserem, który zauważywszy niepokojący sposób bycia Aquy, koniecznie chce go do swojego filmu. Daje mu nawet – wtedy bodajże dwuletniemu – wizytówkę. Nie, dorośli w relacjach z tymi dziećmi też nie zachowują się realistycznie… W każdym razie to cud, że nikt nie dowiaduje się o nich prawdy albo na przykład nie omija szerokim łukiem, zasłaniając się krzyżem.

Ciekawe za to jest coś innego, a mianowicie ilość informacji, jakie dostajemy o showbiznesie (na przykład podczas poważnej rozmowy o świecie rozrywki dorosłego z dwulatkiem). Są to konkretne i boleśnie realistyczne rzeczy, które w przeciętnych seriach o idolach są wygodnie omijane, tutaj tego kolorowania nie ma, bycie idolem to praca z klientem, konkretny sposób zachowania, całkiem odmienny od prawdziwego życia, a światem żądzą pieniądze. Sporo tu tego, warto to docenić. Interesująco zapowiada się nastoletnie życie bliźniąt u progu tego świata, bo praktycznie od niemowlęcia uczyły się już, jaki on jest. Choć coś mi się wydaje, że siostrzyczka od tych informacji nie zmądrzeje… Dużo tu też scen zza kulis, często widzimy, jak wiele osób jest odpowiedzialnych za nakręcenie jednego krótkiego występu. Same występy oczywiście również się tu znajdą, ale nigdy nie przyćmią pozostałych scen, są pokazane stricte jako praca, włącznie z fragmentami piosenek, które usłyszymy. Za to całkiem dobra jest piosenka końcowa, mocna, wręcz zachęcająca do ruchu.

Gwiazdą odcinka jest jednak Ai. To jej poświęcona jest większość scen, myśli i rozważań postaci, głównie Aquy, to jej psychikę oraz motywy działań starają się nam przybliżyć twórcy, to ona najczęściej błyszczy na ekranie i wygłasza jakieś mądre słowa o kłamstwach czy byciu idolką. Dziewczyna urasta wręcz do rangi żywej (dopóki żyje) legendy w oczach swoich dzieci, a zapewne i dalej będzie wielokrotnie wspominana z całym bagażem emocji. W tym tych pełnych żądzy zemsty za jej zabicie, bowiem Aqua zorientował się, że za przypadkowym fanem stoi ktoś inny – i postanawia go odnaleźć…

Mimo wszystko jest to dopieszczony wstępniak wiedzący, czym chce być, co chce pokazać. Dopracowany również pod względem animacji, bardzo ładnych projektów postaci czy przyjemnych teł. Widać, że twórcy chcą, aby ich dziecko zachwycało…

Comments on: "Oshi no Ko – odcinek 1" (2)

  1. Chudzislaw said:

    Współczuję każdemu kto to przeczytał przed obejrzeniem xD

    • Melmothia said:

      Wydawało mi się, że opisane tu wydarzenia są znane tym, którzy się za anime zabierają. Omyliłam się, co nie zmienia faktu, że zajawki z samej swojej natury zawierają spoilery, kto je czyta, musi mieć tego świadomość.

Leave a comment for: "Oshi no Ko – odcinek 1"