Tensei Kizoku no Isekai Boukenroku – odcinek 1

„Ziemskiego” imienia bohatera tej serii nie warto chyba zapamiętywać, bowiem w pierwszej scenie zostaje on isekajowany, dla odmiany przez wariata z nożem (co jest trochę mniej popularne od Truck-kuna, ale tylko trochę). Budzi się w ciele trzyletniego Caina, trzeciego syna arystokratycznego rodu, którego nazwiska ponownie nie chciało mi się zapamiętywać. Tu następuje dość typowa sekwencja, w której mamusia i pokojówka trzęsą się nad przebudzonym po tygodniu dzieciątkiem, zaś dzieciątko (z oryginalnym, czyli nastoletnim umysłem) usiłuje ogarnąć sytuację. Ma przy tym o tyle łatwo, że jako współczesny Japończyk zdaje sobie sprawę z motywu isekai i wiążących się z nim elementów.

Nowe życie Caina wydaje się aż za piękne – ma kochających rodziców i nieco starszą siostrę, nie musi się martwić o zabezpieczenie finansowe, a świat ma elfy, zwierzouche panienki, magię oraz poszukiwaczy przygód. To jednak nie wystarczy, albowiem (po przeskoczeniu dwóch lat) nastaje dzień, gdy Cain ma zostać zaprezentowany w świątyni i otrzymać boskie błogosławieństwo. W trakcie tego rytuału bohater zostaje (duchem tylko) wezwany przed zbiorowe oblicze siódemki bogów władających tym światem. Dowiaduje się, że drugą szansę dostał z powodu niezaplanowanego i przedwczesnego zgonu, teraz zaś bogowie go pobłogosławią… O jak oni go pobłogosławią! Dość powiedzieć, że gdy bohater prezentuje rodzinie swoje przeredagowane i „znerfione” statystyki, rodzina z wrażenia prawie spada z krzeseł. Na deser bohater pokonuje jeszcze przypadkowo napatoczonego potwora i już można czekać na akt drugi (a wraz z nim, miejmy nadzieję, kolejny przeskok czasowy).

Zacznijmy od rzeczy na plus: nie wiem czemu, ale jakoś podobają mi się użyte tutaj kolory. Na minus rzuca się w oczy kiepskie rozplanowanie i pokazanie obowiązkowych punktów programu. Duży kawałek odcinka zajmuje gadanie bohatera, który kompletnie „na sucho” opowiada szczegółowo o swojej sytuacji w nowym i starym świecie; te informacje zwyczajnie nie są do niczego potrzebne, a większości i tak nie ma sensu zapamiętywać. Wspomniany przeskok o 2 lata jest niezgrabny, a ceremonia prezentacji w świątyni strasznie wyrwana z kontekstu. Od „systemu magii” liczonego w punktach i poziomach oraz literalnego ekranu drzewka umiejętności ręce mi opadły. Doliczmy do tego parszywą statyczność z rodzaju „nie ma czego pokazywać na zrzutkach” i mielibyśmy obraz nędzy i rozpaczy… Ale może to za surowa opinia: to na razie kompletnie przeciętny przedstawiciel swojego gatunku, niewyróżniający się niczym absolutnie i jałowy jak trawa. W najlepszym razie ma szanse zostać sezonowym średniakiem, ale obstawiam, że strawnym tylko dla osób, które naprawdę lubią rozpuszczać sobie mózg słabymi isekajami albo miały z tym gatunkiem na tyle mało do czynienia, że nie wydaje im się jeszcze „opatrzony”.

Leave a comment for: "Tensei Kizoku no Isekai Boukenroku – odcinek 1"