Muszę powiedzieć, że bardzo dawno nie widziałam tak zbędnego odcinka. Liczyłam na jakąś żywą reakcje na to, że bohater zadeklarował, iż planuje zostać poszukiwaczem przygód – ostatecznie nie wydawałoby mi się to stosownym zajęciem dla syna arystokraty, niechby i pozbawionego szans na odziedziczenie majątku. Ale skąd – rodzice są zachwyceni i od razu uznają, że Cainowi potrzebni są nauczyciele. Przepraszam: nauczycielki, dwie poszukiwaczki przygód rangi D, które wybrano chyba dlatego, że są młode i ładne. Serio – już pierwszego dnia okazuje się, że pięcioletni bohater jest od nich silniejszy, co, u licha, nie powinno być specjalnym zaskoczeniem, skoro nawet mocno przeredagowane statystyki sprawiły, że rodzina pospadała z krzeseł. Właśnie, skoro o statystykach mowa – okazuje się, że bohaterowi punkty doświadczenia liczą się razy sto, czyli kolejne poziomy wbija szybciej niż początkujący gracz podczas urodzinowego eventu w gachy…
Panienki, których imion nie chce mi się zapamiętywać, nie są szczególnymi mistrzyniami w swoim fachu, pozostaje im więc jedno. Zachwycać się bohaterem. Co też czynią. Na wypadek, gdyby w zeszłym odcinku nie powiedziano nam explicite, ustami stada bogów, jaki z Caina przepak. Z tego odcinka wynika okrągłe nic; dostajemy scenki polowania na potwory, obowiązkową scenę, w której bohater pokonuje przypadkowego złego typa, który zachowuje się, jakby ktoś mu zapłacił, żeby dał się paniczowi pokonać i podbudować jego poczucie własnej wartości. Potem następuje przeskok o trzy lata i ośmioletni Cain żegna pseudonauczycielki, wręczając im własnoręcznie wykonane przedmioty magiczne klasy legendarnych artefaktów zrobione z własnoręcznie ubitych potworów, do których pokonania potrzeba drużyny klasy A… No, chyba mniej więcej jasne, o co chodzi. Wszystko to nawet nie jest zabawne, tylko zwyczajnie nużące.
Tym bardziej, że strona wizualna nie pomaga. Sterylnie puste i geometryczne wnętrza posiadłości ustępują miejsca równie pustym i sztampowym zielonym krajobrazom. Większość scen wymagających pokazania ruchu – „trening” i ujęcia w gildii – załatwiona jest zatrzymanymi kadrami. Walki są monotonne i bez pomysłu; w sumie to samo można powiedzieć o samej serii. W odróżnieniu od kilku innych isekajów w tym sezonie, ten nie wywołuje we mnie uczucia żenady oraz niesmaku, ale nie wywołuje także absolutnie żadnego uczucia. Takiej kwintesencji nijakości dawno nie oglądałam… No, co najmniej od zeszłego sezonu.