Kandydaci ruszają do zamku Urum, gdzie w walce ze skrzydlatymi ludźmi ma zostać wyłoniony nowy władca demonów. Droga nie jest może długa (sądząc z mapy: czterodniowa), ale za to prowadzi przez toksyczne pustkowie zamieszkane przez potwory i przez pradawne tunele zamieszkane przez gorsze potwory. Tymczasem agentka wywiadu zapuszcza się głębiej w tereny ludzi, a kierownictwo gra w planszówki i wymienia się informacjami.
Odcinek ma dwa fundamenty. Pierwszym jest światotworzenie. Wcześniej Helck był raczej oszczędny w tym temacie, teraz dostarcza nam sporo informacji o krainie demonów, jej florze i faunie (spoiler: chce cię zjeść). Drugi fundament to komedia, budowana głównie na kontraście między podejrzliwością Vermilio i Hyurą, a dobrodusznością Kenrosa i Helcka. Zarazem humor stał się mniej absurdalny, a bardziej przyziemny.
Sceny akcji są średnie. Nie są złe w porównaniu z innymi anime, ale też nie wybijają się. Seria wyraźnie wychodzi z założenia, że w walce nie chodzi o graficzne wodotryski, tylko o podbudowę.
Helck zapowiada się na ciekawą komedię fantasy, która w moim odczuciu próbuje flirtować z poważniejszymi gatunkami, ale raczej nie znajdzie w sobie dość dramatyzmu, by poza czystą komedię wyjść. Nie jest to zarzut – jako zbiór gagów seria działa, a nuta tajemniczości daje jej myśl przewodnią. Polubiłem Vermilio i zamierzam razem z nią uważnie przyglądać się Helckowi. Zarazem zdaję sobie sprawę, że seria jest zbudowana głównie na gadaniu. Nie każdemu to podejdzie.