Słusznie przypuszczałam, że wytrzepany z goryla przedmiot przyda się Ryoucie bardziej niż tyczka bambusowa, otrzymuje on bowiem ni mniej ni więcej tylko rewolwer i zapas kul. Bohater oczywiście postanawia wypróbować go w Nihonium i zdecydowanie ułatwia mu on życie w walce z zombiakami.
Następnie wraz z Emily udaje się na trzeci poziom zwykłego lochu, gdzie potwory rzucają dyniami. I tu ku swemu przerażeniu poznaje stronę towarzyszki, z jaką nie chce mieć do czynienia – wpadającej w szał bezwzględnej morderczyni, pałającej żądzą zniszczenia wroga wszelkimi dostępnymi środkami. Bo nic nie wywołuje tak skrajnych uczuć, jak stada karaluchów…
W każdym razie, łup dyniowy zostaje zdobyty, a przy okazji Ryuota zyskuje w Gildii kolejne informacje dotyczące miejsc i sposobu pojawiania się potworów i uzyskiwania przedmiotów z nich. Oczywiście prowadzi to do serii kolejnych eksperymentów i wniosków co do uzyskiwania nagród, bardzo przydatnych dla bohatera.
Jak na razie Ryouta radzi sobie nieźle i dobrze kombinuje, powoli pnąc się do góry po szczebelkach kariery. Miłe jest to, że nie zadziera nosa z byle powodu i nie przechwala się zdolnościami i tym, co on to nie może (bo nie może, ale kiedyś pewno będzie). Fakt, że jest on, a raczej jego zdolności, ewenementem w tym świecie, ale jednocześnie pozostaje bardzo normalnie zachowującym się dorosłym osobnikiem, tak samo Emily, która mimo moich wcześniejszych obaw nie okazała się irytującą panienką. Jak na razie nie jest to jednak seria ani tchnąca nowością, ani bardzo ciekawa, ot kolejny isekai w dziwnym świecie. Jeśli ktoś jest fanem tego typu rozrywek, może rzucić okiem, ale fajerwerków tu nie ma, raczej okruchy życia (w tym ponure scenki z pracy w korpo). Level 1 wzbudziło przynajmniej na tyle moją ciekawość, że może zajrzę co dalej, z czystej ciekawości, czy może na którymś kolejnym poziomie lochów rzucą jakieś mięso.