Nanatsu no Maken ga Shihai suru – odcinek 1

W Akademii Magii Kimberly rozpoczyna się nowy rok szkolny. Na wyprawionej z tej okazji paradzie dochodzi do wypadku, wskutek którego uczennica staje twarzą w twarz z trollem i tylko dzięki sprawnej akcji postaci głównych ląduje w skrzydle szpitalnym, a nie na cmentarzu. Potem cała paczka ucztuje przy jednym stole i opowiada o sobie.

Coś ostatnio magiczne szkoły wracają na ekrany. O ile zeszłosezonowy Mashle był pełnoprawną farsą, łączącą absurdalne gagi z estetyką opowieści chuligańskiej, to Nanatsu no Maken wydaje się bardziej konwencjonalne, w zasadzie nieodróżnialne od podobnych anime sprzed dekady. Z kilkoma wyjątkami.

Pierwszym jest „niezwykłość” – elementy świata przedstawionego, z którymi widz (a częściowo bohaterowie) nie spotyka się na co dzień, bo na przykład nie istnieją. Postacie od samego początku są bombardowane niezwykłością. Jak parada, to ze smokami. Jak uczta, to magiczna. Efekt wzmocniony nastrojową muzyką. Doceniam to jako motyw – i doceniam jako socjotechnikę.

Czego nie doceniam to przedmiot dumy Akademii Kimberly – fakt, że co piąty uczeń kończy jako kaleka lub trup. Anime przedstawia to jako szlachetne poświęcenie: „posunęli się w badaniach zbyt daleko, zostali pochłonięci przez magię, ale dzięki nim jesteśmy teraz tu, gdzie jesteśmy”. Strach pomyśleć, gdzie by byli, gdyby nie trwonili lekką ręką żyć szkolących się specjalistów.

Po drugie – bohaterowie. Całą drużynę Nanatsu no Maken wprowadza i zawiązuje w pierwszym odcinku. Co więcej, robi to naturalnie – ot, dzieciaki przyszły do nowej szkoły i się zakolegowały. Nie odważę się powiedzieć, że postacie nie są sztampowe. Ale nie są też zdefiniowane przez osobowość kupioną z półki w sklepie z osobowościami, kolor włosów i rozmiar miseczki. To ostatnie byłoby zresztą trudne, bo dokładnie połowa składu jest płci męskiej – pozwala to wierzyć, że drużyna nie zdegeneruje się do Protaga i orbitujących wokół niego dziewoi.

…pomijając samurajkę. Ona jest zdefiniowana dokładnie w ten sposób.

Pierwszy odcinek składa się głównie z ekspozycji. Wprowadza do świata, przedstawia bierki i daje ogólne pojęcie, jakie miejsce i po co mogą zająć na szachownicy. W moim przypadku spełnił swoją rolę – ogólny nastrój mi się podoba, a postacie wzbudziły moją sympatię i chcę dalej śledzić ich losy, nawet jeśli nie spodziewam się jakiegokolwiek dramatyzmu.

A tak na marginesie, mundurki są fajne. Konwencjonalność, potterszczyzna i dziwność splecione w jedno. Dokładnie tego oczekuję od fantasy.

Leave a comment for: "Nanatsu no Maken ga Shihai suru – odcinek 1"