Shiro Seijo to Kuro Bokushi – odcinek 3

Pamiętacie, jak w pierwszym odcinku Lawrence’a i Cecilię złapał deszcz i pastor czym prędzej zaniósł świętą panienkę do domu, by się nie przeziębiła? Jej się udało uniknąć choróbska, takiego szczęścia jednak, po przejściu kolejnej ulewy, nie ma Abel. Lawrence jest zmuszony odprawić mszę samodzielnie, bo Cecilia decyduje się zostać przy chorym. Opieka się przydaje i Abel szybko wraca do zdrowia, tak jak i do delikatnych prób popychania znajomych ku sobie. Proponuje na przykład, aby na spotkanie z przyjaciółmi pastor zabrał Cecilię, przedstawiając ją w jedyny właściwy sposób, zaś gdy przychodzi pora na wyjście do miasteczka (konieczność oddania szalika wiernemu), stwierdza, że lepiej będzie, jeśli zostanie w kościele. Problem polega na tym, że zarówno Lawrence, jak i Cecilia nie grzeszą bystrością i odznaczają się wyjątkową nieumiejętnością odczytywania znaków, więc pomoc przyjaciela niewiele daje, a że też nie chce on działać wprost (co również, nie wątpię, zostałoby błędnie zinterpretowane), najprawdopodobniej na zrozumienie swoich uczuć i wyznanie miłości przez bohaterów poczekamy sobie do ostatniego, względnie przedostatniego odcinka. No ale przecież o to w tym chodzi.

 

Tak więc bohaterowie we trójkę zmierzają oddać zgubę, a że cel znajduje się po drugiej stronie rzeki, czeka ich długi spacer, podczas którego m.in. zaliczają wizytę u wróżki. Sprawy się komplikują, gdy Cecilia przez przypadek niszczy sobie strój – Lawrence wysyła ją z napotkaną kobietą po nowe ubranie, z Ablem zaś kontynuuje marsz. Z pomocą klientek sklepu, początkowo bardzo niezgodnych, jaki ubiór najlepiej pasuje do dziewczyny, Cecilia dokonuje najlepszego zakupu. Ten epizod nie może się oczywiście nie skończyć bez słów „wyglądasz uroczo”, choć trzeba było nieco Lawrence’a przycisnąć… (no mówię, nieogarnięty). W międzyczasie święta panienka spotyka przybyszkę z innej wioski, która szuka pewnej osoby. Potem dowiadujemy się, że chodzi właśnie o protagonistkę.

Jeśli miałabym określić serię jednym słowem, to najlepiej by pasowało określenie „mdła”. Po drugim odcinku moje wrażenia były pozytywniejsze niż po pierwszym, głównie ze względu na Abla, który, choć może nie jest jakoś bardzo oryginalną postacią, to jednak ratuje tę serię od bycia nudną szmi… przepraszam, nudną jednosezonówką. W trzecim odcinku było podobnie, tylko sceny z nim sprawiały, że dałam radę przeżyć seans. No i pojawienie się nowej postaci, całkowicie bez ironii liczę, że również wniesie coś świeżego do relacji między Lawrence’em a Cecilią. Bo protagoniści sami w sobie są zwyczajnie nudni, pastor jest za idealny i za miły, Cecilia za słodka, słuchanie zaś dialogów między nimi to prawdziwa udręka. Z czystej ciekawości zerknę na kolejny epizod, żeby zobaczyć, o co chodzi z nową panną, ale jeśli nie nadejdzie przełom, bez bólu pożegnam się z serią. Innych też nie zamierzam zachęcać do spróbowania przygody z anime.

Leave a comment for: "Shiro Seijo to Kuro Bokushi – odcinek 3"