Zdecydowanie nie spodziewałem się, że większość odcinka numer 3 będzie miała miejsce… w burdelu. Powód jest taki, że Tokio zabiera Kanatę do Desire, wielkiego miasta-ośrodka rozrywki, aby go rozprawiczyć w tamtejszym przybytku uciech. Funkcjonowanie czegoś takiego w świecie, gdzie ponoć ludzkość ledwo wiąże koniec z końcem, wydaje się mało prawdopodobne, no ale franczyza ta nie udawała i wcześniej, że świat przedstawiony będzie w niej przesadnie spójny. Jako atrakcja dla widza Desire daje radę. Wracając do wątku, Kanata propozycję przyjmuje z zażenowaniem, ale daje się zaciągnąć. Byłbym jeszcze bardziej zaskoczony, gdyby Kanata ostatecznie skorzystał, ale nie, przez pół odcinka czeka w kolejce, po czym atakują potwory i wizyta zostaje odwołana.
Brzmi to mało porywająco, ale sporo dzieje się w międzyczasie. Zaraz przed tym, jak Tokio porwał Kanatę, Ellie planowała zabrać go na misjo/randkę, jest więc wściekła i rusza z odsieczą, po drodze spotykając androidkę Schnee. Kanata, czekając na usługę, poznaje zaś jej pilota Kamena, który zdaje się ekscentrycznym typkiem, ale jak okazuje się szybko po ataku potworów, niesamowicie skutecznym w walce.
Po trzecim odcinku miło byłoby wiedzieć, o czym będzie fabuła, ale wiemy o tym relatywnie mało. Kanata chce zostać lepszym pilotem, Noir chce odzyskać wspomnienia, innych większych wątków na razie brak, a i w tych niezbyt wiadomo, jakie bohaterowie mają w związku z nimi plany. Przedstawiono za to porządnie postacie, i to one są najważniejszym powodem, dla którego chce się oglądać dalej. Specjalnie skomplikowanego charakteru nikt z nich na razie nie przedstawia, jednak w ramach tej prostoty są naprawdę sympatyczni. Naprawdę nieźle napisano im dialogi, animatorzy dali w siebie wszystko w animowaniu ich emocji, a i seiyuu niezmiennie robią dobrą robotę.
Szkoda, że aspekt science-fiction i świat przedstawiony są traktowane po macoszemu. Walki są przedstawione niezmiennie efektownie, ale tym razem byłyby zdecydowanie bardziej emocjonujące, gdyby chodziło w nich o coś więcej niż „atakują potwory, dzień jak co dzień, rozprawmy się z nimi”. Wracając do growego pochodzenia serii, to subquest, i to z gatunku takich, o których się szybko zapomina. Nie chciałbym jednak brzmieć zbyt negatywnie, to niezmiennie sympatyczna seria, którą z przyjemnością się ogląda (choć nie ze szczególnym zaangażowaniem), i ma też duże szanse pozostać taką do końca.