W dzisiejszej zajawce przyjrzymy się metodom nauczania stosowanym w Akademii Herbion. Zastanowimy się też, jaki miały wpływ na katastrofalne straty z poprzedniego odcinka.
W ramach kartkówki na wejście uczniowie zostają podzieleni na sześcioosobowe grupy i wysłani do – jeśli dobrze to interpretuję – wymiarów kieszonkowych. Ich zadanie jest proste – przejść z punktu A do punktu B – ale jest haczyk: tylko trzy pierwsze osoby z każdej grupy zdadzą. Dodajmy do tego, że rany, kalectwa i śmierci odniesione podczas testu nie przekładają się na świat poza wymiarem kieszonkowym (mówiąc po ludzku: jak umrzesz, to nadal żyjesz) i przepis na fabułę gotowy.
I faktycznie, Romantica likwiduje jednego konkurenta w samoobronie, a dwóch kolejnych tak po prostu. W tym momencie, aby zrealizować cele misji, musi przebiec truchtem kilkaset metrów. Więc oczywiście zamiast tego zaczyna walkę z Desirem. Desir wygrywa, bierze się w końcu do roboty i pierwszy dobiega do linii mety, wcześniej jeszcze potykając się z magiczną szermierką Azest.
Jaki jest ogólny koncept stojący za tym testem? Nie w sensie narracyjnym, tylko w kontekście świata przedstawionego? Prawda, anime generacji Infinite Stratos niemal tradycyjnie zaczynały się od walki Protaga z główną panienką. Ale zwykle albo przybierało to formę prywatnego pojedynku (Saijaku Muhai no Bahamut), albo seria opowiadała o zmaganiach de facto sportowych (Rakudai Kishi no Cavalry).
Tutaj mamy anime quasi-wojskowe, w którym zamiast wymagać od drużyn współpracy przy realizacji zadań – stawia uczniom zadania, które mogą zrealizować tylko kosztem kolegów. Jakie to ma w nich wykształcić postawy? Jaki dać zestaw umiejętności, kiedy, dajmy na to, staną twarzą w twarz ze smokiem Boromirem? W sumie przestaję się dziwić, że animowe armie praktycznie nigdy nie operują związkami taktycznymi większymi, niż pięć osób.
Animacja nie boli aż tak, jak w pierwszym odcinku. Postacie przeszły na walkę dystansową, więc znika problem fizycznego kontaktu. Nie znaczy to, że konfrontacje nagle stały się graficznym wodotryskiem. Wręcz przeciwnie, wszystko sprowadza się do kręgów w powietrzu i wiązek energii.
Romantica w zasadzie spełnia archetyp tsundere. Piszę „w zasadzie”, bo nie rzuca się Protagoniście do gardła od pierwszego wejrzenia, a dopiero po trzech minutach rozmowy. Słowo „tsundere” (w uproszczeniu: łączące łagodność i gwałtowność, życzliwość i brutalność) jest tu zasłużone. Bohaterka potrafi w jednej scenie życzyć konkurentowi powodzenia, w drugiej bezwzględnie porazić przeciwników, by w trzeciej rozpętać kompletnie zbędną bójkę z gościem, który ją od rana wnerwiał. Co ważne, nie odniosłem wrażenia, by była postacią niezrównoważoną emocjonalnie (częsta przypadłość u brutalnych tsundere). Raczej odcinek konsekwentnie przedstawia ją jako normalną dziewczynę o naturalnych i zrozumiałych dla odbiorcy reakcjach.
Inaczej ma się sprawa z protagonistą, Desirem Armanem. Po spędzeniu połowy poprzedniego odcinka w apatii wywołanej szokiem, Desir zaczyna miotać się między zbytnią poufałością (co zresztą prowokuje jego konflikt z Romanticą), a żądzą potęgi charakterystyczną dla niektórych odmian mrocznych edgelordów (acz i tutaj jest niuans). Przy czym, o ile nie mogę uznać jego zachowania za racjonalne, czy świadczące o nadmiarze kompetencji, o tyle nie mogę też nazwać go niewiarygodnym.