O drugim odcinku mogę powiedzieć tyle, że nie zabił moich nadziei na przynajmniej przyzwoitą serię, a nawet je nieco podbudował, mimo kilku zastrzeżeń.
Animacja – to znaczy ta tradycyjna, bo jak wygląda komputerowa, wiadomo – wydaje się nieco lepsza niż w pierwszym, nie miałam tego dziwnego wrażenia statyczności pomiędzy walkami. Tych nie było tu przesadnie dużo i również na dobrym poziomie. Niemniej bywało, że postaci w ruchu ulegały rozmaitym deformacjom, zarówno sylwetek, jak i twarzy. Także tła, a przynajmniej ich większość, jakby zubożały co do szczegółowości, choć zachwycił mnie zimowy krajobraz w retrospekcji i wejście do wieży. Najwyraźniej coś za coś. Mimo to, oceniając całościowo wizualną stronę odcinka, uważam, że jest przyzwoicie. Natomiast muzyka, świetnie dopasowana i charakterna, stanowi nie tylko tło, ale także komentarz do wydarzeń, podkreślając zmiany nastroju i zwłaszcza komediowe momenty. Rozbawiła mnie nawet bardziej niż sytuacja na ekranie. To urwane zzzt trzeba usłyszeć!
Od strony fabularnej, dzieje się sporo. Nie tylko Horror tygodnia jest znacznie ciekawszy i mniej przypadkowy niż ostatnio, ale też dowiadujemy się kilku rzeczy o bohaterach: że Semei jest wysoko urodzona, lecz „wybrała ciemność”, lubi kolekcjonować uszkodzone przedmioty, a poza tym stanowi obiekt pożądania miejscowego władcy; że Kintoki wcale nie jest typowym dzieciakiem-dodatkiem do herosa, a jego wygląd to zmyłka; za to Raikou zupełnie typowo ma Tragiczną Przeszłość, z powodu której rozdziera szaty w najmniej stosownych momentach. Oj, nie zapulsował mi tutaj, wręcz przeciwnie. Określenie go jako „wybranego/przeklętego”, w zależności od strony konfliktu, też nie napawa mnie zbytnim entuzjazmem. Miejmy nadzieję, że podobnie jak Leon dorośnie do wyznaczonej mu roli. Warto jeszcze odnotować, że dziewczyna-lalka, która mnie tak zaintrygowała w endingu do poprzedniego odcinka (w tym jest już inny), to odpowiednik Garm, rezydentki strażniczej wieży z pierwszej serii, mówiąca jak ona i najwyraźniej równie jak ona pokręcona. O tak, to mi się podoba…