Bogowie, jakie to było nudne i sztampowe… Ayato dostaje traumy. Gnębią go myśli, że jego kochana siostrzyczka Haruka mogła go po prostu porzucić. Sytuacja ta mocno niepokoi (a powinna wprost denerwować) Julis, która widzi, że te myśli gnębią go zbyt mocno, wpływając na jego sposób walki. Nie wróży to dobrze przed pojedynkiem z rodzeństwem Li. Na pomoc przybywa Saya, która milutkim głosem uspokaja bohatera. Ton jej głosu nie był zbyt przekonujący, ale ważne, że podziałało.

Po krótkiej naradzie Ayato i Julis muszą stanąć przeciwko sadystycznemu rodzeństwu. Szybko okazuje się, że walka łatwa nie będzie. Przeciwnikom udało się przeczekać pięć minut, co oznacza wyczerpanie limitu mocy Ayato. Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna, gdyż Ayato i Julis są w bardzo kiepskim stanie po oberwaniu kilkoma podstępnymi atakami. Coś mi się jednak zdaje, że nasz bohater kryje jakiegoś asa w rękawie, co zostało wyraźnie zasugerowane w ostatnich kilkunastu sekundach tego odcinka. Na poznanie ostatecznego wyniku tego pojedynku przyjdzie nam jednak poczekać przynajmniej tydzień.

Druga część Gakusen Toshi Asterisk toczy się swoim tempem. Mamy do czynienia z nieprzerwanym ciągiem fabularnym, więc nie należało się spodziewać żadnych poważnych zmian czy nowej historii. Fani na pewno będą zadowoleni, widzowie rozczarowani pierwszą serią po raz kolejny przeżyją zawód. Na pożegnanie wkleję Wam tutaj piękną sadystyczną twarz Shenyuna, który pewny jest wygranej w pojedynku. Jako wieloletni widz anime mam jednak dziwne wrażenie, że mu ten uśmieszek z twarzy zniknie…