Yoshio Kobayashi nie może umrzeć. Tak po prostu – otacza go jakieś dziwne pole siłowe, które aktywnie zwalcza wszystko, co uzna za zagrożenie dla jego życia. Dlatego wielokrotne próby popełnienia samobójstwa przez rzeczonego nie przynoszą efektu. A jest wśród nich skok z kilkuset metrów bez spadochronu, strzelanie sobie w głowę itp.
Na swojej drodze chłopak spotyka Kensuke Hanazakiego, który nie dość, że nie traktuje go jak potwora, to jeszcze najwyraźniej się w jego towarzystwie dobrze czuje. Co więcej, proponuje on Yoshio układ – jeśli ten przyłączy się do Klubu Detektywów, w którym Kensuke pracuje, młody detektyw obiecuje go zabić. Prawda, że dobre rozwiązanie?
Ku mojej lekkiej uldze tym razem detektyw Akechi, kierujący agencja detektywistyczną, nie jest sfoszonym nastolatkiem z Mroczną Traumą z Dzieciństwa, tylko dorosłym facetem, posługującym się bronią, lubiącym pieniądze, gapiącym się na biust współpracującej z Klubem detektyw Nakamury i chyba dosyć skutecznym w działaniu. Do kompletu mamy jeszcze szofera, Inuoe, też dorosłego, oraz różową krzykliwą panienkę w białych pantalonach, siedzącą w centrali przy komputerze. I sowę. Natomiast głównym złym serii będzie Dwadzieścia Twarzy – osobnik podejrzany, którego motywy nie są jeszcze znane.
Pod względem graficznym seria prezentuje się nieźle – ma ładne projekty postaci i miejskie tła. Pytanie brzmi, czy starczy pary na wszystkie odcinki, czy tylko na pierwszy? Niewątpliwym plusem jest też dobór seiyuu – pan Ryouta Oosaka (Kensuke) bardzo ładnie umie przejść od niefrasobliwego, żartobliwego tonu do opcji „Jeszcze słowo a zginiesz”.
Do kolejnej próby zmierzenia się z twórczością Edogawy podchodzę z duża ostrożnością. Jednak ponieważ chwilowo nie irytuje mnie żadna z postaci (jeszcze), a całość ładnie wygląda, może spróbuje dać temu szansę.
Ewentualnie skończy jako kolejne fazowe anime sezonu.