Kishuku Gakkou no Juliet – odcinek 1

Do Akademii Dahlia uczęszczają uczniowie z dwóch zwaśnionych (na)rodów –  i żeby widz się nie pomylił, narysowano wyraźną granicę pomiędzy nimi – oczywiście wizualną. Potomstwo szlachetnych rodów z zachodu ubrane zostało na biało i określane jest potocznie mianem Kotów, a ci drudzy, „barbarzyńcy z Touwy”, nota bene też szlachetnie urodzeni, noszą się na czarno i mówi się na nich psy. Nawet bohaterowie mają pasujące przydomki – Juliet Persia i Romio Inuzuka, no wiecie, pies i kot, bo się tak dogadują. Pun autorki intended. Co więcej, mimo że w szkole wszyscy uczą się od małego dziecięcia, to nigdy się nie mieszają, nawet w klasach – mają tabliczki oddzielające obie grupy – brakuje tylko druta kolczastego, taka segregacja!

Generalnie odcinek zaczyna się od wielkiej bójki na dziedzińcu, gdzie do gardeł rzucają się sobie uczniowie (wygląda, że głównie panowie) z obu szkół pod przywództwem Julki i Romka. Niestety, akcja zostaje przerwana przez prefektów od Kotów, którzy stwierdzają, że zachowanie to jest poniżej krytyki i standardów, a jak się towarzystwo nie zwinie, to zawołają prefektów z drugiego domu, żeby przywołali ich do porządku. Zostawia to zarówno Julię, jak i Romia z pewnym niedosytem, i to w sumie bardziej bohatera, bo jak się szybko okazuje, przy okazji niszczenia ścian szkoły w akcie samookaleczania, cierpi on na przypadłość zwaną „niewyznaną miłością”, i z tego to powodu w walce z przeciwniczką nie dawał z siebie wszystkiego. Notabene tłukli się oboje od przedszkola chyba już…

 

 

Niestety, z planów zakradnięcia się na drugą stronę i wyznania miłości też nic nie wychodzi, za dużo się osób pęta, i może to i lepiej, bo z wrażenia Inuzuce się wyłącza kojarzenie faktów, takich na przykład, że jak wyduka wyznanie w obecności innych uczniów, to będzie chyba bardzo źle, i to głównie dla niego. Na szczęście dla niego później udaje się mu uratować Persię z bardzo nieprzyjemnej sytuacji, a tym samym dostać szansę spotkania się z nią sam na sam.

 

Historię Romea i Julii znają chyba wszyscy; tym razem mamy kolejną wersję tej historii, po japońsku, w szkole w internatem i z dwoma nienawidzącymi się domami z uczniami z różnych narodów – czyli nacjonalizm z klasowością. Jak się potoczy fabuła, także można łatwo się domyślić, jednak skoro jest chyba raczej to wersja „lżejsza”, to nie przewiduję aż tylu trupów, co w oryginale, ba – może ich wcale nie być! Sugerują to wstawki komediowe, SD-czki i cała otoczka „szkolna”, a także głupota bohatera. Z drugiej strony, jak już wielokrotnie udowodniono empirycznie, dla Japończyków nie stanowi to przeszkody, by z ekranu zaczął wylewać się mrok i angst, a są w odcinku momenty, w których się robi nieprzyjemnie. I nie mówię tu tylko o scence w ogrodzie.

Leave a comment for: "Kishuku Gakkou no Juliet – odcinek 1"