Sakugan – odcinek 1

W odległej przyszłości ludzkość żyje w zatłoczonych podziemnych koloniach, które łączy skomplikowany system niebezpiecznych jaskiń zwany adekwatnie Labiryntem. Jedna z takich metropolii jest domem młodziutkiej i ambitnej Memempu, dziewięciolatki, która nie tylko zdążyła ukończyć już uniwersytet, ale na co dzień pomaga swojemu ojcu, Gagumberowi w pracy wykopaliskowej. Mężczyzna jest przeciętnym robotnikiem, zawód może to i nudny, ale stosunkowo bezpieczny i przewidywalny, więc sen z powiek spędza mu fakt, że jego latorośl bardzo, ale to bardzo chce dołączyć do grona najlepiej opłacanej, ale narażonej na wielkie niebezpieczeństwa grupy zawodowej, której członkowie zajmują się przemierzaniem Labiryntu i sporządzaniem jego map. Nikomu nie udało się jeszcze sporządzić kompletnego egzemplarza, chyba że mowa o legendarnej Urorop, ale zarówno twórczyni jak i rzekomej mapy nikt jeszcze nie widział… Aczkolwiek tajemniczy podarunek, który Memempu znajduje pewnego wieczoru pod swoimi drzwiami może mieć z nimi coś wspólnego.

Heh, z serialami na podstawie oryginalnego pomysłu bywa naprawdę różnie, ale kiedy mamy do czynienia z laureatem konkursu na scenariusz, to chyba można mieć nieco mniej obaw niż w przypadku autorskich wizji samozwańczych guru animacji, prawda? Chyba… Cóż, Sakugan wyraźnie ma na siebie pomysł i mimo wykorzystania dobrze znanych motywów nie wygląda to na pierwszy rzut oka jak mdły i w dodatku odgrzewany kotlet, ale dobrze znany przepis w odrobinę zmodyfikowanej odsłonie. Niewątpliwym plusem strawne połączenie elementów komediowych z tymi poważniejszymi, choć podejrzewam, że odbiór tejże przeplatanki zależy od indywidualnych upodobań widza.

Akcja pierwszego odcinka pędzi na łeb, na szyję i ma to swoje złe i dobre strony. Z jednej strony bowiem widz nie ma się kiedy nudzić, z drugiej jednak wśród tych wszystkich przekomarzanek znalazło się miejsce na kilka emocjonalnych scen. Niestety szaleńcze tempo niekoniecznie daje wszystkim wybrzmieć. Odniosłam wrażenie, że twórcy bardzo, ale to bardzo się spieszyli.

No cóż, fabuła fabułą, ale duet głównych bohaterów zdecydowanie mnie kupił. Co prawda bardzo cienka linia dzieli wyszczekaną i charyzmatyczną Memempu od bycia irytującym bachorem, ale choć jestem zwykle uczulona na ten typ postaci, to w tym przypadku obserwowałam jej interakcje z ojcem z bananem na twarzy.

Sakugan ma na siebie pomysł i mam nadzieję, że wykorzysta potencjał, który niewątpliwie posiada i, że nie zepsuje po drodze swoich dobrze zapowiadających bohaterów. Technicznie też nie ma na co narzekać, acz trójwymiarowe modele potworów prezentują się średnio. Co ostatecznie z tego wyjdzie, czas dopiero pokaże, ale ja staram się być dobrej myśli.

Leave a comment for: "Sakugan – odcinek 1"