Rzeczywiście, Souta zastanawia się poważnie nad planowaną sprzedażą domu, i ma to związek nie tylko z koniecznością opieki nad Poco, choć ten ewidentnie się w jego życiu zadomowił na dłużej. Kolejną porcję wspomnień, związaną z niegdysiejszą decyzją o wyjeździe do Tokio, wywołuje jego przyjaciel Nakajima, lekarz. Okazuje się, że oprócz dziwnego zgryzu i fajnego sposobu mówienia ma on dość szalone pomysły i niezły temperament. Mianowicie o trzeciej w nocy zjawia się pod domem Souty, by wyciągnąć go na ryby…
Obecność małego dziecka, z którą musi się najpierw pogodzić, oznacza konieczność łowienia z pomostu zamiast z łodzi, a to z kolei pozwala panom zająć się męską rozmową o życiu, trwającą aż do świtu. Rozmawiają o rodzicach i ich oczekiwaniach, własnych ambicjach, dziewczynach, ewentualnym ożenku, planach na przyszłość. Bardzo mi się to podobało i nawet fakt, że Poco zszedł w tym odcinku na drugi plan – na którym jednakowoż bezapelacyjnie błyszczał – mi nie przeszkadza, ponieważ to jest właśnie to, o co chodziło: dobre okruchy życia podlane komediowym sosem i posypane szczyptą magii. Poproszę dokładkę!
Graficznie jest przyzwoicie, a nawet ładnie, chociaż czasami oszczędnie. Jeśli były jakieś usterki animacji, to ich nie zauważyłam, bo jest to seria, którą po prostu się dobrze ogląda, bardziej ze względu na treść niż na wizualne fajerwerki. W końcówce mamy jak zawsze bonus (właściwie dwa), o którym dotąd nie wspominałam – historyjkę z bajki dla dzieci, którą w pierwszym odcinku oglądał Poco, o strrrrasznym Obcym imieniem Gaogao, planującym podbić Ziemię. I co? I fajna była! Rozbawiła mnie dodatkowo na koniec. A w następnym odcinku najwyraźniej poznamy starszą siostrę Souty – a ona pozna Poco. Już się nie mogę doczekać!