Sanrio Danshi – odcinek 3

Cóż, wspomniana poprzednio dwójka nadal czeka na swój moment, wciąż pełniąc rolę wyłącznie krótkiego przerywnika (pewnie żeby widzowie o nich nie zapomnieli), a my dla odmiany zagłębiamy się w „bolesną” teraźniejszość Yuu, robiącego pod permanentną nieobecność rodziców za idealnego starszego brata/gosposię domową. Co się jego młodszej i bardzo podobnej doń fizycznie siostrze z niejasnych przyczyn zupełnie nie podoba. On robi zakupy, gotuje, pierze, sprząta (wszystko w szkolnym mundurku), ona nie chce jeść tych posiłków ani z nim rozmawiać, a jeśli już, to stosuje głównie wrzaski i obelgi. O co dziewczynie chodzi, nie zrozumiałam, mimo że wyjaśnienie niby pada: że braciszek w tym wieku nadal lubi My Melody, co jest „obrzydliwe”, że nikt go nie prosił o zajmowanie się nią i domem, a najbardziej że nie jest taki jak kiedyś… Cokolwiek to ostatnie znaczy, bo sądząc z przebitek na dwójkę ślicznych dzieciaków, jest dokładnie taki, tzn. broni jej i chroni na każdym kroku. Generalnie, przy dobrej woli uznałabym podobnie jak Yuu, że Yuri jest w buntowniczym okresie, ale cierpliwość straciłabym bez wątpienia znacznie szybciej niż on. I z pewnością dobrze by jej zrobił solidny przydział obowiązków domowych!

Przy mniej dobrej woli natomiast musiałabym niestety stwierdzić, że cały ten niewydarzony rodzinny pseudodramat, rozwiązany jedną emocjonalną (≠ emocjonującą) sceną i jedną jakże trafną interwencją Kouty, niczym anioła stróża z przypadku, opiera się na niczym i niczego sensownego nie wnosi. Jest równie nieprawdopodobny i wymuszony jak zainteresowania chłopców maskotkami. Te same epitety zastosowałabym w odniesieniu do kwitnącej już – i niemalże owocującej, bo i takie skojarzenia mi się jakoś przyplątały, tyle że bliższe shoujo niż shounen-ai, takie to wszystko lukrowe – między Koutą a Yuu przyjaźni. Z niezbędnym dodatkiem lekko zdystansowanego i zachowującego stoicki spokój Shunsuke, którego własny, bez wątpienia dramatyczny dramat ujrzymy niestety w następnym odcinku.

Żeby już się dłużej nie pastwić, bo szkoda mojego i waszego czasu: graficznie jest nadal ubogo i oszczędnie do bólu, postaci poruszają się drętwo albo wcale, często krzywiąc (i nie mam tu na myśli esdeczków), tła są czasami niemalże wyciskane z tubki, a że fabuła i bohaterowie są, jacy są, wszystko razem robi wręcz żałośliwe wrażenie. Jednakowoż złapałam się na myśli, żeby obejrzeć kolejny odcinek, a to dla masochistycznej przyjemności przekonania się, jakąż to traumę/wybór tragiczny/osobisty dramat zaserwują scenarzyści Shunsuke Kamiennej Twarzy. Podkreślam: masochistycznej… Wydaje mi się, że czas pozornie-zwykłych-wcale-nie-słodkich chłopców robiących słodkie rzeczy jeszcze nie nadszedł – a jeśli to anime jest jego jaskółką, lepiej, żeby nie nadszedł nigdy.

Aha, opening się wreszcie pojawił i ku mojemu zdziwieniu ma momenty. Jakby z innej bajki…

Leave a comment for: "Sanrio Danshi – odcinek 3"