Star Twinkle Precure – odcinek 1

Jak zawsze przypomnienie: serie z cyklu Precure mają scenariusz rozpisany na cały rok. Pierwsze trzy odcinki trudno traktować jak reprezentatywną próbę, więc te zajawki, bardziej niż którekolwiek inne, są oparte na moich przeczuciach i przemyśleniach bardziej niż na konkretnych obserwacjach.

 

W dodatku pierwszy odcinek Star Twinkle Precure idzie dość utartym torem: dziewczynka spotyka maskotkę, a potem ląduje przed nią statek kosmiczny… No dobrze, będę łagodniejsza. Hikaru Hoshina, jak się od pierwszych scen dowiadujemy, uwielbia oglądać gwiazdy przez niedużą lunetkę, a potem rysować w zeszycie fantastyczne konstelacje. Jej najnowsze dzieło nieoczekiwanie ożywa i przemienia się w uroczą latającą maskotkę, która zsyła na bohaterkę kolorowy sen o gwiazdach, a potem znika. Niezrażona Hikaru wyrusza na jej poszukiwania – z małą pomocą donuta obłaskawia puchate stworzonko i nawet zdąża mu nadać imię Fuwa. Tu właśnie pojawia się statek kosmiczny, wiozący dwoje kosmitów – meduzopodobnego Prunusa oraz Lalę, która zapewne czystym przypadkiem wygląda jak urocza dziewuszka. Poszukują oni Fuwy, ale jak się okazuje – nie tylko oni. Przeciwnicy przylatują chmarą UFO, dowodzoną przez złowrogiego Kapperda, zaś ich celem jest pochwycenie Fuwy, będącej podobno kluczem do władzy nad wszechświatem. Tu z kolei następuje obowiązkowa kotłowanina, w wyniku której Hikaru przemienia się w Cure Star i przepędza intruzów, gdzie pieprz rośnie.

 

 

Tyle faktów, a teraz wrażenia. Po pierwsze, chociaż Precure zwykle jest słodko-cukierkowe, odnoszę wrażenie, że paleta barw w tej serii jest jeszcze słodsza i jaśniejsza od przeciętnej. Nie mówię, że to źle, pytanie zresztą, jak to będzie wyglądać po kilku odcinkach. Po drugie, czołówka od razu zapowiada cztery wojowniczki, co oznacza, że zespół zbierze się zapewne raczej szybko (druga wojowniczka wkracza na scenę już w drugim odcinku). Oczywiście skoro są cztery, nie zdziwię się, jeśli w połowie serii uda się dokooptować jeszcze z jedną czy dwie – ale na to poczekajmy. Po trzecie, wróg wydaje się zwodniczo wręcz prosty. Po kilku seriach, w których przeciwnikami bohaterek były różne ucieleśnienia negatywnych emocji dziwnie jest zobaczyć kogoś z prostym planem „władza nad światem”, acz możliwe, że zwierzchnictwo Kapperda jest bardziej wyrafinowane w swoich zamysłach. Ciekawostką był brak potwora tygodnia, zastąpionego na razie bandą anonimowych szeregowców – których nie widziałam w tym cyklu od bardzo, bardzo dawna.

Widzę też na razie jedną wyraźną wadę, która może zaważyć na ocenie całej serii. Zatrudniona do roli Hikaru idolka Eimi Naruse ma fajny głos, ale musi się nauczyć grać. I to jak najszybciej, bo na razie jej entuzjastyczne poskrzekiwania kaleczą nieco ucho.

Leave a comment for: "Star Twinkle Precure – odcinek 1"