Plastic Memoires – odcinek 1

1428439319758

tl;dr – Plastic Memories jest do luftu, obejrzyjcie Blade Runnera.

A teraz wersja dla cierpliwych, która sprowadzać się będzie do wyliczenia wad. Tak, wad. Zalet nie ma.

– Protagonista kretyn jest? Jest.

– Protagonista zostaje wysłany „w pole” bez żadnego przeszkolenia, wskazówek czy choćby okresu próbnego, całkiem jak pierwszej wody żołnierz Armii Czerwonej – „Masz karabin, tam jest wróg. Ku chwale mateczki Rusi, towarzyszu!”

– Protagonistkę najlepiej porównać do Windowsa Millennium. Koszmarnie wadliwy system operacyjny który co chwilę wywala błędy i tylko cudem jeszcze nie dostał bluescreena, dodatkowo zainstalowany na sypiącym się sprzęcie. Dziunia nadaje się na złom, a nie do pracy w terenie.

– Całe założenie serii – „syntetyczny fromage” czy jak woli anime dusze androidów, po mniej więcej dziewięciu latach ulega degradacji, co skutkuje utratą wspomnień i osobowości androida. Więc od początku. Po pierwsze sama kwestia degradacji – fromage androida to nic innego tylko oprogramowanie. Owszem, po pewnym czasie może ulec fragmentacji, może się wieszać itd., ale jeśli zrobić kopię zapasową, sformatować stary soft i zainstalować nowy, z przekopiowanymi informacjami, mamy dokładnie to samo. Ergo, androidy są de facto nieśmiertelne. Ergo, anime nie ma sensu. Załóżmy jednak, na zasadzie ćwiczenia, że to ma sens. Firma, która wypuściła na rynek taki produkt, powinna podchodzić do „utylizacji” zużytych androidów jak do pogrzebu – pozwolić delikwentowi spokojnie zemrzeć w towarzystwie rodzinki, a następnie odebrać „ciało” karawanem, jak porządny zakład pogrzebowy, z szacunkiem dla delikwenta. A nie wbijać się ludziom do domu, oferować zamiennik ze zniżką i ładować do futurystycznej trumny. Wreszcie ostatnia, bodaj najważniejsza rzecz – w kontrakcie zakupu powinno jasno i wyraźnie widnieć, że po zużyty złom firma przyjeżdża i odbiera, żadnego ale. A jak wam nie pasi, to sobie kupcie dmuchaną lalę, a nie androida.

– Protagonista zakochuje się w panience, którą widział na oczy przez pięć sekund. Płaczącą. Nawet złote rybki mają dłuższy okres godowy…

– Wszyscy w pracy, łącznie z szefową i trenerką protagonisty, obwiniają go za brak skuteczności w pracy, pomimo braku jakiegokolwiek przeszkolenia i wujowej partnerki, która nadaje się jedynie na złom.

– Protagonista zostaje wysłany do najcięższego przypadku z marszu i potem, jak już wcześniej wspomniano, dostaje za to burę w biurze.

– Protagonista nie rezygnuje z pracy jeszcze tego samego tygodnia i trwa, bo ma nadzieję… No właśnie, na co? Że pozwolą mu przelecieć protagonistkę, jak już będzie sobie spokojnie leżeć w kostnicy dla androidów po wykasowaniu fromage? Że pójdzie dzięki temu do nieba?

– Grafika mocno taka sobie. Jak na cyberpunk zbyt jasno i cukierkowo, jak na zaawansowane sci-fi zbyt współcześnie i nijako. I te **** mundurki. Czy oni wszędzie muszą dawać mundurki?

– Gagi nieśmieszne. Żałosne. Poniżej pasa. I w ogóle żenada.

Podsumowując, bo czeka na mnie kolacja, Plastic Memories nie nadaje się do oglądania. Polecam zobaczyć coś innego. Albo popatrzeć na padający deszcz za oknem. Jego dźwięk wspaniale koi nerwy. Tak, tak właśnie zrobię.

Comments on: "Plastic Memoires – odcinek 1" (3)

  1. Beznadziejna „recenzja” znafcy.

  2. A ja proponuje autorowi z tego „wywodu” więcej dystansu. Bo jeśli zamierzeniem było zniechęcenie czytelnika do przeczytania następnych zajawek tego tytułu, to mu się udało, w przeciwieństwie do omawianej serii. Pozdrawiam.

  3. >- Protagonista zakochuje się w panience, którą widział na oczy przez pięć sekund. Płaczącą. Nawet złote rybki mają dłuższy okres godowy…
    Trzeba być kompletnie nowym by nie zauważyć że scena była flashforwardem lub tajemniczym flashbackiem ponieważ nie było po niej żadnych konsekwencji.

Leave a comment for: "Plastic Memoires – odcinek 1"