Joukamachi no Dandelion – odcinek 1

dandelion

Poznajcie rodzinę Sakurada – miłych i uśmiechniętych rodziców oraz ich dziewiątkę dzieci, którzy żyją w skromnym i może nieco za małym jak na tę liczebność mieszkańców domu. I właściwie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden drobny „szczegół” – głowa rodziny, Souichirou Sakurada, jest królem. Takim prawdziwym, z tronem do siedzenie i koroną do noszenia na głowie – co prawda nie do końca wiadomo, jak się nazywa państwo, którym włada, ale nie to jest najistotniejsze, gdyż na usta cisną Wam się zapewne już inne pytania – np. o to, dlaczego rodzina królewska mieszka w zwykłym domu na przedmieściach, zamiast w okazałym pałacu? Ano dlatego, że król pragnął, by jego dzieci prowadziły jak najbardziej normalny żywot, chodząc do zwykłych szkół, czy wykłócając się z rodzeństwem o dostęp do łazienki każdego poranka…

Jest dziwnie? A co powiecie, jeśli dodam, że całe miasto, w którym żyje nasza wesoła rodzinka, naszpikowane jest kamerami uważnie śledzącymi ruch każdego z małoletnich dzieci króla? Ów monitoring to nie tylko narzędzie do ochrony monarszego rodu, ale – być może przede wszystkim – czujne oczy „Wielkiego Brata”, przekazujące obraz z kamer wprost do telewizji, w której tysiące mieszkańców oglądają poczynania kandydatów do tronu. A robią to nie tylko ze zwykłej ludzkiej ciekawości, ale też dlatego, że kolejnym radosnym pomysłem miłościwie panującego króla było ogłoszenie swoistego plebiscytu popularności, w wyniku którego ma zostać wybrany następca tronu. Widać monarcha uznał tradycję dziedziczenia władzy przez najstarszego potomka za nieco nudną i postanowił urozmaicić swej rodzinie życie, oddając decyzję o wyborze przyszłego władcy w ręce ludu…

Jest dziwniej? Więc wyobraźcie sobie, że do tego wszystkiego dorzucimy jeszcze motyw magicznych mocy, którymi obdarowane są wszystkie dzieci króla. Jedno może latać, inne dowolnie zmieniać strukturę organizmów żywych, kolejne powołać do życia do siedem własnych sobowtórów, a jeszcze inne precyzyjnie obliczyć prawdopodobieństwo wszelkich przyszłych wydarzeń. Już w pierwszym odcinku następuje przegląd tych mocy, kiedy to niestrudzony w udziwnianiu swoim dzieciom życia król Sakurada postanawia nagrać odcinek specjalny reality show z życia rodziny monarszej – wymyślając kompletnie bzdurną konkurencję, każe rodzeństwu brać w niej udział z wykorzystaniem swoich magicznych umiejętności.

O dziwo, zdecydowana większość rodziny jest nie tyle nawet pogodzona, ale wręcz pełna aprobaty dla stylu życia narzuconego przez ojca. Wyjątek stanowi Akane, ognistowłosa córka króla, która mimo swej wyrazistej aparycji, jest dziewczęciem skrajnie nieśmiałym, uciekającym z krzykiem na widok kamer i starającym się robić wszystko, by w rankingach popularności zająć ostatnie miejsce i pod żadnym pozorem nie zostać następnym władcą. Im bardziej jednak Akane stara się odsuwać w cień, tym bardziej – w wyniku najróżniejszych zbiegów okoliczności – ląduje w świetle fleszy i zupełnie niechcący trafia na drugie miejsce w najnowszym rankingu. Gdy dziewczyna jest o krok od załamania tymi wynikami, starsza siostra uświadamia jej jedną ważną rzecz – jeśli wbrew swym wcześniejszym zamiarom Akane zostanie przyszłym władcą, będzie mogła natychmiast usunąć z miasta wszystkie kamery i odwołać reality show z udziałem swojej rodziny. I to wystarczy by zmotywować dziewczynę, która szybko postanawia, że wygra zbliżające się wybory…

Co za dziwaczna seria! Po pierwsze mam wrażenie, że jest tutaj wszystkiego za dużo – rodzina królewska, reality show, magiczne moce… Z jednej strony czyni to zapewne z tego tytułu widowisko faktycznie oryginalne, z drugiej jednak sprawia wrażenie piętrzącego się stosu absurdów, z którym nie za bardzo wiadomo co począć. Postaci przedstawione zostają pobieżnie i tak naprawdę jedyną, która jest w stanie jakkolwiek widza zainteresować, jest Akane. W gruncie rzeczy trudno powiedzieć, czym ma być ta seria. Komedią? Na razie humor jest bardzo toporny i bazuje głównie na motywie podglądania majtek wiecznie zawstydzonej Akane. Obyczajówka też raczej średnia z tego wyjdzie, biorąc pod uwagę, jak nierzeczywiste są kolejne prezentowane tutaj wątki. Z kolei mocy magicznych jest zbyt mało i są zbyt przypadkowe, by miały odegrać istotną rolę w budowaniu fantastycznego klimatu tej historii. Joukamachi no Dandelion zapowiada się na przekombinowany eksperyment wątpliwej jakości, którego jedynym plusem jest całkiem sympatyczna główna bohaterka. Zobaczymy, co przyniesie drugi odcinek.

Leave a comment for: "Joukamachi no Dandelion – odcinek 1"