Konoyo no Hate de Koi o Utau Shoujo Yu-no – odcinek 3

Takuya i jego macocha zostają „uratowani” przez Toyotomiego (to ten laluś, co bruździ na budowie), a tak naprawdę wygląda to na grubo szytą ustawkę. Ayumi prosi go potem, by nie pakował się niepotrzebnie w kłopoty, i wygląda przy tym na naprawdę przejętą… Po czym mamy domowe klimaty, czyli bohatera wpadającego na macochę w bieliźnie, karmienie go z ręki oraz rozmowy o sympatiach, przyszłości i… generalnie nic nieznaczące rozmowy o niczym.

W szkole poobijany Takuya od razu udaje się do gabinetu pielęgniarki, gdzie zastaje Kannę, a na jej szyi zauważa wisiorek – przypadkiem podobny do tego, jaki miała dziewczyna, którą w dzieciństwie spotkał podczas lepienia syrenki z piasku na plaży. (Tak, jest to równie interesująco przedstawione, jak zdanie, które właśnie przeczytaliście, i nie ma żadnego wpływu na resztę odcinka). Wychodzi na jaw, czemu pielęgniarka się ubiera w mini, podwiązki, gorset i pończochy, a następnie mamy scenę, w której bohater na dachu rozmawia z Mitsuki (asystentką profesora) o planach na przyszłość, a także o dziwnym zachowaniu jej pracodawcy.

Następnie bohater zawozi Ayumi do pracy kopertę z ważnymi papierami. W budynku napotyka Toyotomiego, z którym obrzuca się wyszukanymi wyzwiskami, a który potem ukradkiem zwija kopertę. Tymczasem Ayumi wyjaśnia ostatni wypadek na konferencji, oraz się podkłada personalnym podejściem… i zostaje zjedzona przez ustawiony tłum. A, zapomniałam, jest tam reporterka, która to wszystko ustawia. Co wyraźnie widać w późniejszym wywiadzie, po którym Ayumi wraca do domu ubzdryngolona w trąbkę.

Po trzech odcinkach mogę stwierdzić, że seria jest po prostu nudna jak flaki z olejem i próbuje być Tajemnicza. Gubi ją jednak wlokąca się ekspozycja, przegadanie, jakieś scenki, które próbują być „życiowe”, oraz rzucane aluzje, że Coś się Kroi. Fanserwis jest rodzaju żałosnego, wróć, jaki fanserwis, bohater próbuje świntuszyć, ale mu nie wychodzi, bo w sumie jest dobrym chłopaczkiem. O grafice nawet nie wspomnę, bo o ile głowy z jednego ujęcia są ładne, to jak tylko bohaterowie się poruszą, pada na nich chyba ta klątwa, co to o niej mieszkańcy miasteczka mówią. W ogóle jakikolwiek ruch i dalsze plany oraz ujęcia niestatyczne są narysowane tak na odwal się, że to widać.

Szczerze, jeśli ktoś to chce oglądać ze względu na pierwowzór – to może spróbować, jednak nie sądzę, żeby zapowiadane przez reżysera „poziomy sprośności” się w jakikolwiek sposób podniosły. No, chyba, że ktoś będzie chciał obejrzeć dla „rozbudowanych historii postaci”. Tylko… Chyba nie takie było założenie pierwotne?

Leave a comment for: "Konoyo no Hate de Koi o Utau Shoujo Yu-no – odcinek 3"