Fugou Keiji: Balance:Unlimited – odcinek 1

Do Japonii prywatnym odrzutowcem zmierza niejaki Daisuke Kambe, nieprzytomnie bogaty osobnik, w dodatku… glina? Żeby zacząć pracę w policji. Tymczasem w Tokio odbywa się Festiwal Starych Samochodów, na którym wsparcia Pierwszej Dywizji (czyli tym w garniakach) udziela dwójka policjantów z bardziej normalnego wydziału ds. zapobiegania przestępczości – niejaki Haru Katou i Kamei Shinnosuke. Jednocześnie gdzieś na tyłach festiwalu parka łosi szykuje się do obrabowania sklepu jubilerskiego…

 

 

Haru szybko wyłapuje, że na miejscu wśród dawnych kolegów panuje wyjątkowe poruszenie – jak okazuje, gdzieś biega zamachowiec szykujący się do wysadzenia pseudo-arabskiego księcia. (Tak w ogóle to Haru kiedyś też był w Pierwszej, ale go przenieśli, bo stawiał na pierwszym miejscu dobro ludzi a nie układy i politykę). Zamachowiec zostaje na szczęście złapany, ale, na wskutek wyjątkowego zbiegu okoliczności, para złodziei, uciekając przed policją, zabiera ciężarówkę z bombą i rusza przez miasto. W pogoń za nią rusza też oczywiście Pierwsza oraz przybyły właśnie na miejsce Daisuke, który po rozbiciu własnego auta bezceremonialnie pożycza jeden z samochodów festiwalowych. I oczywiście Haru, który do niego wskakuje.

 

 

Boru szumiący, od razu mówię, że dawno nie miałam okazji oglądać tak wykreowanej postaci, której mam ochotę powyrywać wszystkie kończyny przy samych piętach. Daisuke jest bucem, a raczej Bucem do potęgi, i mam nadzieję, że po napisach końcowych dostał w zęby od Haru. Z drugiej strony jest też takim Gary Stu, że równie dobrze mógł zacząć lewitować albo zastosować jakieś sztuki walki (specjalny trening w Anglii i takie tam). Poza tym ma kamerdynera. Który może wszystko. I jak mówię wszystko, to znaczy wszystko. Przypuszczam, że Daisuke jest na tyle przegięty, że z palcem w nosie mógłby przejąć władzę nad światem, ale tego nie robi, bo to nudne. Z kolei Haru jest stylizowany na uczciwego i prawego policjanta, którego do szewskiej pasji doprowadza podejście „wszystko da się kupić” i który, nie zważając na okoliczności, będzie próbował ratować cywili, kotki, psy i mrówki. A w związku z tymi różnicami oglądanie, jak panowie będą współpracować może się okazać przyjemnością albo wyjątkowo silnym bólem zębów. Z powodu zgrzytania.

Muszę powiedzieć, że pod względem graficznym pierwszy odcinek jest bardzo estetyczny – podoba mi się wygląd postaci, przejścia pomiędzy scenami, nawet użycie grafiki komputerowej nie razi szczególnie. Jednak problemem jest ruch postaci jako taki – sztywny, nieprzystający zdecydowanie do tej estetycznej stylistyki pierwszoodcinkowej. Jednak pamiętać należy, że właśnie tutaj zwykle idzie najwięcej kasy, więc mam pewne obawy, czy poziom graficzny się utrzyma. Na plus zaliczyć też trzeba ścieżkę dźwiękową – nie popowe plumkanie, ale kawałki kojarzone z seriami policyjnymi,  plus dobry opening i ending.

Leave a comment for: "Fugou Keiji: Balance:Unlimited – odcinek 1"