Deatte 5 Byou de Battle – odcinek 1

Akira Shiroyanagi uwielbia gry. Nic w życiu nie stanowi dla niego tak ważnego wyzwania, jak wirtualne pojedynki. Pewnego dnia w drodze do szkoły, atakuje go nieznajomy osobnik wysokiej postury. Bohater szybko orientuje się, że jego nadludzkie umiejętności są niczym te wyjęte prosto z gier, więc dzięki doświadczeniu i sprytowi udaje mu się go pokonać. Radość jednak nie trwa długo – chwilę później pojawia się panna z kocimi uszkami, która robi mu dziurę w brzuchu i mówi coś o pojedynku, którego nie mógł wygrać.

 

 

Rzecz jasna, Akira nie zostaje uśmiercony. Budzi się w nieznanym miejscu z kajdankami na rękach, a wokół niego pełno jest podobnych nieszczęśników. Mion, bo tak kocia dziewoja się nazywa, uświadamia wszystkich że zostali losowo wciągnięci do gry, a każdy z nich otrzymał niezwykłą umiejętność. Pierwszym etapem owej gry będą pojedynki jeden na jednego, a informacje na temat umiejętności znajdą w swoich pokojach na przygotowanej dla nich kartce.

 

Wstęp do fabuły nie wypada najgorzej. Na start dostajemy wszystkie najważniejsze informacje, a szczegóły dotyczące supermocy i drobniejszych zasad zapewne przedstawione zostaną w następnych odcinkach. Postacie drugoplanowe przedstawione zostają jedynie skrótowo, za to już widać kto będzie tu grał pierwsze skrzypce. Główny bohater nie wyróżnia się niczym szczególnym, oprócz umiejętności logicznego myślenia wymagającej do pełni działania zasilania mózgu cukierkami. Wszystko to mocno przypomina Darwins Game, ale na razie nie widać tu żadnych działań drużynowych.

Oprawa wizualna, mimo że na pierwszy rzut oka mocno cukierkowata, ma swoje mocne strony. Postaci są rysowane z dbałością o szczegóły, animacja walk wykonana jest poprawnie i nie idzie na skróty wykorzystując statyczne sceny mające wyglądać na „dynamicznie” narysowane. Nie brakuje także fanserwisu, zarówno w postaci ujęć na atuty Mion, jak również postać ciągle nieprzedstawionej damy w samej bieliźnie. Sylwetki są w miarę anatomiczne, chociaż brakuje im tego czegoś co mocniej przykuwałoby wzrok. Nieco zawiodła mnie ścieżka dźwiękowa, która nie tylko nie zapadła w pamięć, ale także średnio radziła sobie z budowaniem klimatu scen.

Leave a comment for: "Deatte 5 Byou de Battle – odcinek 1"