Selection Project – odcinek 2

Cóż za zaskoczenie – drugi odcinek był tak samo nijaki i przewidywalny jak pierwszy. Na początek oglądamy Seirę, którą podgryzają wyrzuty sumienia, oraz Suzune, która wzdycha za utraconą szansą. Seira szybko jednak przejmuje inicjatywę – pojawia się w szkole Suzune i wyciąga byłą rywalkę na miasto, co staje się okazją tyleż do dziewczęcego wypadu, co i szczerej rozmowy. Wielkie pytanie brzmi, czy Suzune chce nadal myśleć o karierze wokalistki – i wymaga ono głębokiego namysłu. Ostatecznie jednak bohaterka, oczywiście zmotywowana piosenką swojej ukochanej idolki, podejmuje decyzję o dalszej walce. Seira, słysząc to, grzecznie wycofuje się z konkursu i odlatuje do Ameryki, na dobre zapewne ewakuując się z fabuły.

Na przebitkach oglądamy pozostałe uczestniczki konkursu szykujące się do drogi i jadące do Tokio, żeby wziąć udział w finale Selection Project, a czasem spotykające się przypadkowo. Jako że czymś jeszcze trzeba odcinek dopchać, upiornie pretensjonalna maskotka programu prezentuje specjalny obiekt, w którym będą ćwiczyć dziewczęta, a także ich miejsce zakwaterowania – jak się okazuje, w ramach reality show kamera będzie podglądać nie tylko ich próby, ale także życie codzienne. Nie, nie ma nic niestosownego we wpychaniu się z kamerą do dormitorium zamieszkanego przez dziewięć mocno nieletnich panienek, ktoś miałby jakieś wątpliwości? Jako że Suzune zostaje w tej sytuacji reprezentantką swojego okręgu, pojawia się wraz z innymi dziewczętami pod wyznaczonym adresem, gdzie nowe koleżanki witają ją życzliwie – z wyjątkiem jednej, która oczywiście strzela focha, że to nie honor wyłazić spod kamienia po przegranym konkursie. Ach, co przyniesie przyszłość?

Zapewne to samo co teraźniejszość, czyli przeraźliwą nudę. Kamera w tym odcinku bardzo się stara, żeby jakoś ożywić obraz, ale co można zrobić, kiedy przez kilka minut dwie panienki siedzą na ławce i gadają (w dodatku o niczym interesującym)? Można na przykład pokazywać je od tyłu, fragmentami i ogólnie tak, żeby nie animować „kłapnięć”. Podobna oszczędność cechuje ujęcia z innymi dziewczynami i powiedziałabym, że utrzymane zostało wrażenie wyjątkowej wręcz statyczności obrazu, jakie odniosłam po pierwszym odcinku. Tak, może występy będą wyglądać lepiej, ale w tym ślimaczym tempie nie spodziewałabym się ich zbyt szybko.

Jako że na rozmyślanie zostaje widzowi sporo czasu (żeby nie powiedzieć, że umysł rozpaczliwie szuka sobie jakiegoś zajęcia), wyłażą z każdego kąta bzdury i bzdurki. Nie powiem, jak o pasji bohaterki świadczy to, że po jednej przegranej (w dodatku o krótki pysk) zamierza już zrezygnować z dalszych prób zrobienia kariery – to się nazywa słomiany zapał! Nie powiem, co myślę o rodzicach, którzy pozwalają obciążonej chroniczną chorobą (wadą?) serca córeczce na robienie kariery w show-biznesie. Nie powiem, co myślę o zmontowanych metodą „jeden punkt wyróżniający” uczestniczkach finału – teoretycznie jakąś zaletą może być wyraźne wyrachowanie części z nich, ale jak znam życie, przed końcem serii będą sobie jadły z dzióbków. Nie powiem, co myślę o perspektywie zmęczenia jeszcze jednego odcinka… Owszem, widziałam rzeczy gorsze, i to znacznie gorsze, ale rzadko co budziło we mnie tak dojmujące poczucie straty czasu.

Leave a comment for: "Selection Project – odcinek 2"