Opus.COLORs – odcinek 2

Cóż na samiutki koniec pierwszego odcinka dowiadujemy się, który Producent zostaje sparowany z którym Artystą, jednak jak łatwo się można domyślić, nie wszyscy są tak zadowoleni, jak bohater. W związku z licznymi (cztery sztuki, w tym Kyou) zastrzeżeniami, Generałowie (kimkolwiek oni są, bo na pewno nie dyrektorem) postanawiają, że całe towarzystwo zamkną w jednym pomieszczeniu na 72 godziny, w trakcie których niezadowoleni mogą sobie spróbować wyrwać partnera (oczywiście z innej pary) i jeśli się zgodzi, to go przygarnąć do serca.

W trakcie tego reselekcyjnego spotkania okazuje się, że: niektórzy Producenci uważają Artystów tylko i wyłącznie za swoje narzędzie, które trzeba trzymać krótko; niektórzy Artyści uważają, że są lepsi ze względu na kreatywność i cała resztę i niech im się nikt nie wtrąca w twórczość bo klękajcie narody; niektórzy znają się już z wcześniejszych szkół i się prawie nie znoszą, albo dogryzają sobie nawzajem; niektórzy mają generalnie w nosie, co się dzieje, a niektórzy są całkiem zadowoleni z wyboru.

Do tych ostatnich należy oczywiście Kazuya, który domaga się od Kyou wyjaśnień, dlaczego nie chce z nim pracować. „Domaga się” jest może powiedziane na wyrost, ponieważ przez większość czasu bohater smęci w kącie, ewentualnie jest traktowany z góry przez jednego takiego blondyna, co ma zapewne wzbudzać uczucia niechętne (wzbudza), twierdzącego, że on by go chciał tylko dla jego nazwiska, i ma w nosie, co on i jak tworzy. Cóż, w końcu decyzje o parach zapadają w trakcie próby postawienia się Artystów Producentom… i odcinek się w sumie kończy.

Fabularnie bieda z nędzą, poruszono wprawdzie kilka kwestii, głównie związanych z poczuciem wyższości jednych nad drugimi i wice versa, kontra ci, którzy umieją się dogadywać od początku, ale jest to rozciągnięte w tak nieprzyzwoicie długi sposób, że widz ma szczerze mówiąc w nosie, kto z kim się dogada i czy nie. Nie ułatwia sprawy smęcenie w kącie bohatera, brak komunikacji Kyou, czy różne wzajemne elitystyczne przytyki czynione przez niektórych.

Jeszcze biedniej jest z tłami – żeby nie musieć się wysilać zapewne zamknięto bowiem towarzystwo w ogromnym pustym holu, ze stołem i krzesłami (żarcie im dali, jest grill w pustym ogrodzie), animacyjnie też kuleje – postacie są albo daleko, albo od piersi w górę, praktycznie się nie ruszają jeśli są na dalszym planie, na bliższym mają za to jakąś minimalną mimikę, zapewne by ich rozróżnić po nieprzyjemnym wyrazie twarzy. Być może oszczędności są związane z tym, że tworzenie wirtualnej rzeczywistości będzie kosztowniejsze, ale naprawdę, żeby aż tak?

Leave a comment for: "Opus.COLORs – odcinek 2"