Re:Stage! Dream Days – odcinek 3

Odcinek trzeci przenosi nas na plan Sabagebu!, ponieważ właśnie w takim klubie bohaterki postanawiają szukać ostatniej wymaganej do zarejestrowania klubu członkini. Jak się okazuje, Kae dysponuje magiczną (znaczy, techniczną) lornetką teatralną, która pozwala mierzyć potencjał przyszłej idolki. Tą metodą ustala, iż najwyższe wartości parametrów w okolicy ma niejaka Kasumi Honjou, właśnie z klubu gier survivalowych. Jak łatwo zgadnąć, na propozycję reaguje ona krótką i żołnierską odmową; składa też kontrpropozycję – jeśli dziewczyny czegoś od niej chcą, muszą pokonać ją w jej własnej dyscyplinie.

Zniechęcone bohaterki udają się do fastfoodu, by podreperować siły, ale przy tej okazji Mana przypadkiem zauważa zadziwiające podobieństwo głosu Kasumi do głosu popularnego wcale-nie-vocaloida, Coco Panny. To zaś pośrednio sprawia, że dziewczyny postanawiają podjąć rzucone im wyzwanie… I większość odcinka upływa im na bieganiu po lesie i strzelaniu, ja zaś podle zdradzę puentę i ujawnię, że Kasumi zgadza się ostatecznie z nimi porozmawiać. Tu wychodzi na jaw, że istotnie w swoim czasie użyczyła głosu Coco Pannie, ale zniechęciło ją to, że wszyscy słuchali piosenek wirtualnej idolki, nie mając pojęcia, kto się kryje za jej sukcesem. Teraz jednak Kasumi, podbudowana świetlanym przykładem Many i Sayu, postanawia dać karierze scenicznej jeszcze jedną szansę, co otwiera klubowi wrota do oficjalnego zaistnienia w szkolnej społeczności.

Narzekałam poprzednio, że seria korzysta wyłącznie z utartych schematów i wydawałoby się, że właśnie z nimi zerwała – gdyby nie to, że w gruncie rzeczy różnica jest czysto kosmetyczna. Oglądamy tysięczną odsłonę wątku panienki, którą trzeba przekonać do dołączenia do klubu/zespołu, pokonując ją w tym, w czym uważa się za bardzo dobrą – ile razy to już było? Z plusów, grafika zaliczyła pewną zwyżkę, jeśli chodzi o tła i broń (acz mam wrażenie, że jedno i drugie podpiera się przefiltrowanymi zdjęciami), zaś z idolkowych piosenek słuchamy tylko fragmentu przeboju Coco Panny. Doszedł za to nowy element – nie wiem, czy to przypadek, czy część strategii promocyjnej franczyzy, ale odcinek sprawiał wrażenie reklamówki gry komputerowej. Samo zadanie wygląda jak misja poboczna, zaś lornetka do oceniania postaci wydaje się żywcem wyjęta z interfejsu gry. Nie poprawia to rzecz jasna ogólnego wrażenia miałkości, zaś Re:Stage! nie zamierza rezygnować z przewidywalnej formuły i sądząc po zapowiedzi, kolejny odcinek poświęci obłaskawianiu blond wiceprzewodniczącej samorządu. Na szczęście ja już tego nie będę musiała oglądać.

Leave a comment for: "Re:Stage! Dream Days – odcinek 3"