Trzeci odcinek DanMachi po raz kolejny udowadnia, że na to anime twórcy mają pomysł, środki i przede wszystkim, nie próbują się uciekać do tanich sztuczek. Niby standardowy schemat, jakich widzieliśmy już wiele, tym razem zostaje przedstawiony w sposób, który wzbudza sympatię widza.
Przytłoczony siłą potwora Bell niemal żegna się z życiem, ale na ratunek przychodzi Hestia, której widok wkurza chłopaka – kazał jej przecież uciekać w bezpieczne miejsce. Tym razem jednak zamiast kłótni podejmują ucieczkę, w trakcie której bogini przekazuje bohaterowi nową broń, wykutą przez samą Hefajstos, a także aktualizuje jego statystyki do realnych, umożliwiając mu podjęcie równej walki z przeciwnikiem. Wszystko bez zbyt długich ceremoniałów czy nadmiernego wylewania żali. Całość jest wdzięczna i sympatyczna, co kupiło wielu widzów.
Perspektywy również wyglądają dobrze. Już obecnie przedstawieni bohaterowie to grono ciekawych indywidualności, a zapowiedź kolejnego odcinka pokazuje, że dojdą kolejni. Widać, że pomysły i ich realizacja stoją na znacznie wyższym poziomie, aniżeli potworki gatunkowe z poprzednich sezonów, co widzowie znudzeni już tą tandetą potrafią docenić. Szczerze polecam, DanMachi to kawał przyzwoitej porcji rozrywki w piątkowy wieczór, który potrafi zrelaksować i bawić widza.
A ja oprócz tego chciałem wspomnieć, że jestem urzeczony wręcz pewnym jednym małym detalikiem który sprawił, że krzyknąłem aż z radości: „No k**** WRESZCIE!”
Mówię tu o scenie w której Ganesha otrzymuje informację, że uciekły potwory. Mielony od lat przez dziesiątki tytułów schemat utrzymywania w tajemnicy, że gdzieś w tle buszuje taka metaforyczna „Godzilla”, zostaje złamany przez zdrowy rozsądek! Nie wiem ile jest tytułów w których bohaterom zdarza się myśleć, ale nie jest to liczba wykraczająca ponad ilość palców obu dłoni zdrowego człowieka.
Ganesha, bardzo mądrze zresztą, ma głęboko w d**** honor, gdy cywilom grozi niebezpieczeństwo i wbrew radom swych podopiecznych nakazuje zaangażować poszukiwaczy z innych familii, zamiast próbować zatuszować wyraźnie widoczne zagrożenie.
Taka niby pierdółka, ale będąc znudzonym tępymi bohaterami, jestem bardzo usatysfakcjonowany takim rodzynkiem w cieście. Mimo, że generalnie za rodzynkami nie przepadam.