Majo no Tabitabi – odcinek 1

Seria o magii pozbawiona komputerowych magicznych kręgów?! Już samo to sprawia, że Majo no Tabitabi wydaje się godne uwagi, a jeśli dorzucić do tego prościutką, ale pełną wdzięku fabułę oraz prześliczną grafikę (i animację nie od macochy), dostajemy serię, która ma szanse znaleźć się w czołówce jesiennego sezonu.

Napisałam, że fabuła jest „prościutka”, ale proszę nie traktować tego jako wady. Oto poznajemy Elainę, małą dziewczynkę zafascynowaną czarownicami, która wymusza na rodzicach obietnicę, że kiedy sama zostanie czarownicą, pozwolą jej podróżować po świecie. Jak się okazuje, nie brakuje jej ani uporu, ani talentu i już w wieku czternastu lat jako najmłodsza aplikantka w historii zostaje oficjalnie kandydatką na czarownicę… Aby jednak stać się czarownicą jako taką, musi zostać przyjęta do terminu przez jedną ze starszych koleżanek po fachu, te zaś najwyraźniej nie mają ochoty mieć nic wspólnego z przemądrzałą małolatą. Ostatnią nadzieją Elainy okazuje się wiedźma Fran, mieszkająca samotnie w głębi lasu. Zgadza się ona przyjąć Elainę pod swoje skrzydła, jednak, jak łatwo się domyślić, okazuje się nauczycielką co nieco ekscentryczną i wystawiającą cierpliwość podopiecznej na ciężką próbę.

Ten odcinek stanowi tylko prolog całej historii (na jego końcu dostajemy kolejny trzyletni przeskok) i niby nie próbuje zaskakiwać – bo choćby z tytułu wiemy, że Elaina czarownicą ostatecznie została – ale mimo to umie przemycić fabularny zakrętasek. Tym, co ujęło mnie na razie najbardziej, jest to, że Elaina to niesamowicie rzadki już typ bohaterki samodzielnej, a przy tym stworzonej nie tylko po to, by wpisać się w określoną szufladkę fanowskich upodobań. Właściwie jedynym ustępstwem pod tym względem są jej minispódniczki, wyraźnie kontrastujące z resztą mody tego świata, ale prawdopodobnie nieuniknione we współczesnych warunkach japońskiej popkultury. Nie należy się jednak tym zniechęcać – bohaterka zapowiada się bardzo dobrze, jako dziewczę ogarnięte, ale mogące doskonale się sprawdzić w roli przewodniczki po świecie przedstawionym.

Na zrzutkach widać staranność tła (której nieco ustępowała staranność projektów postaci, szczególnie z oddalenia) – jeśli utrzyma się ona w kolejnych odcinkach, będę zachwycona. Warto też wspomnieć o tym, że jest tu jedna scena wymagająca dynamicznej animacji i bardzo ładnie zrobiona – zarówno pod względem płynności ruchu, jak i ogólnej choreografii i rozplanowania kadrów. Nie mogliśmy na razie obejrzeć sekwencji openingu i endingu, ale muzyka jest przyjemna dla ucha jak należy. Zapowiada się uroczy seans dla widzów obu płci.

Leave a comment for: "Majo no Tabitabi – odcinek 1"