Majo no Tabitabi – odcinek 3

Zasada trzech odcinków nie zawsze się sprawdza (ja jestem zdania, że gros serii da się oszacować pod względem jakości już po dwóch), ale w tym przypadku pokazuje, że Majo no Tabitabi będzie mieszać zarówno klimat, jak i – niestety – poziom poszczególnych epizodów. Dwa zawarte w tym odcinku wyraźnie przywiodły mi na myśl Kino no Tabi, co samo w sobie nie byłoby złym skojarzeniem, ale… No właśnie.

Zdecydowanie słabsza pierwsza część rozpoczyna się od kwietnej łąki, na której Elaina spotyka młodą dziewczynę. Zarówno sama rozmowa, jak i niewinna prośba nieznajomej nie budzą podejrzeń młodej czarownicy, jednak reakcja na bukiet kwiatów zaniesiony do sąsiedniego miasta okazuje się już zaskakująca. Cóż, od tego momentu łatwo jest przewidzieć dalszy rozwój wydarzeń, ale niestety ta część pozostawiła po sobie pewien niesmak. Po pierwsze, skrótowość fabuły ma swoje ogromne zalety, tu jednak trudno nie odnieść wrażenia, że została wykorzystana, by ukryć dziury logiczne. Po drugie, nieprzypadkowo przywołałam Kino no Tabi, ponieważ Majo no Tabitabi od tamtej opowieści różni się istotnymi szczegółami, sprawiającymi, że to, co tam mogło działać, tutaj zacznie zgrzytać. Przede wszystkim świat serii o podróżniczce i jej gadającym motocyklu był o niebo bardziej umowny, co pozwalało umieszczać w nim „kraje” będące raczej pewnymi metaforami niż mającymi szansę na zaistnienie bytami. Tutaj mamy świat o wiele bardziej uporządkowany, z nakreśloną hierarchią, w którym takie cuda przechodzą znacznie gorzej. Co gorsza, Elaina od Kino różni się w zasadniczy sposób: ogromna – jak wiemy od pierwszego odcinka – moc magiczna w znacznie większym stopniu pozwala jej pełnić rolę aktywnej uczestniczki, a nie obserwatorki zdarzeń. Dlatego tutaj pozostawienie problemu bez słowa wyjaśnienia i bez próby podjęcia jakichkolwiek działań stawia ją w bardzo niekorzystnym świetle, chyba w niezamierzony sposób. Wygląda to tak, jakby autor koniecznie starał się narzucić (atrakcyjny fabularnie) szablon biernego świadka kontemplującego wydarzenia, niepasujący ani do świata, ani do bohaterki.

Lepiej pod tym względem przedstawia się druga połowa, w której Elaina spotyka chłopaka, który dla ukochanej dziewczyny szykuje prezent będący magicznym kolażem szczęśliwych chwil, jakie mogą przeżywać ludzie. Ta opowieść także ma nastrój raczej minorowy, ale przynajmniej brak interwencji bohaterki ma znacznie więcej sensu – jakkolwiek przykro by to nie zabrzmiało, nie jest to sprawa, w której magiczna ingerencja mogłaby przynieść znaczący przełom. Tutaj także decyzja, by nie poświęcać temu epizodowi całego odcinka, była lepiej uzasadniona, bo wypełnił on swój czas bardzo dobrze i przeciąganie raczej by mu zaszkodziło.

Walory wizualne pozostają na dotychczasowym poziomie, więc seria jako cukierek dla oka będzie się sprawdzać (mimo pewnych niedociągnięć – szczególnie w ujęciach pokazujących postaci z oddalenia i z profilu). Walory fabularne zaczęły budzić moje pewne wątpliwości – ogólna ocena serii będzie mocno zależna od proporcji odcinków zgrabnych i przyciężkawych, której na razie nie da się jeszcze przewidzieć.

Leave a comment for: "Majo no Tabitabi – odcinek 3"