Bishounen Tanteidan – odcinek 2

Nadchodzi nowy dzień i poszukiwania gwiazdy Mayumi muszą zostać przerwane – skończyła właśnie 14 lat i zgodnie z obietnicą daną rodzicom powinna zrezygnować z marzenia. Ale chwila, chwila, Manabu zauważa, że skoro dziewczyna urodziła się wieczorem, nie wszystko stracone. Bohaterce udaje się przekonać bliskich, by poczekali jeszcze trochę. W drodze do klubu zauważa, że ktoś ją śledzi; uciec pomaga jej Hyouta. Na spotkaniu z chłopakami (oprócz Manabu) dziewczyna słyszy zaskakującą prawdę o widoku sprzed dziesięciu lat – nie zobaczyła wtedy gwiazdy, a sztucznego satelitę wojskowego, dokładnie w momencie zestrzelenia. Zaczyna się obawiać, co z nią będzie, skoro była świadkiem tak ważnego zdarzenia, nie bez powodu w końcu wcześniej była obserwowana. Klub nie zostawia jej jednak samej i obiecuje kontynuować jej sprawę, w tym rozwiązać problem prześladowców. W tym celu Soutouin, który się właśnie pojawia, każe Sousaku odpowiednio upiększyć Mayumi. Ta zamienia się w uroczego chłopca, tak uroczego, że mogłaby (znaczy: mógłby…) nadmiernie przyciągać uwagę, idąc samotnie ulicą. Manabu każe więc z siebie zrobić czarującą dziewczynę i wychodzi z Doujimą na zewnątrz. Gdy już się wydaje, że źli ludzie ich namierzyli, pojawia się tajemnicza kobieta i ich ratuje. Chociaż, czy na pewno?

Jeśli oglądanie jednego odcinka anime może męczyć, chyba właśnie się dowiedziałam, co to znaczy. A gdy do tego muszę opisać moje wrażenia, czuję się jeszcze bardziej wyczerpana, dlatego proszę wybaczyć, będzie krótko. Seria ani nie jest lekka, ani zabawna, nieudolnie próbuje bawić się w głębokie monologi, które jedyne, co robią, to sztucznie wydłużają akcję, bo słuchać za bardzo nie ma czego. Reżyseria razi takim artyzmem, że aż bolą oczy i widz chce przewijać i przewijać odcinek, bo po co ma oglądać bohaterkę w jakiejś wymyślnej pozie albo podziwiać ujęcie na jej piękną (w zamyśle…) twarz. Wizja reżysera, co się będę kłócić? Niech mu będzie, tyle że nużąca jak cholera. Rozdrabnianie fabuły na kilka (może nawet kilkanaście, nie liczyłam) części, z której każda musi być zapowiadana planszą (i pyk, znowu przewijamy!), też nie pomaga sprawić, że seans nie będzie się dłużył. Bohaterowie? Ładnie wyglądają, słucha się ich dobrze, chyba że właśnie wchodzą w tryb długich monologów, i tyle pozytywów – nie zdążyłam zapałać sympatią do żadnego z nich. Ba, w ogóle mnie nie obchodzą, a jeśli postaci są widzowi obojętne, to znaczy, że naprawdę jest źle. Tu nawet ładne nóżki blondyna nie ratują sytuacji… Opening z kolei miły dla ucha i gdyby też seria była podobnie lekka, może byliby z niej ludzie… znaczy anime, którego nie marzyłoby się porzucić już na wstępie. Został mi jeden odcinek do przebolenia, jakoś przetrwam – mam nadzieję.

Szkoda takich ładnych mordek na takie anime…

Leave a comment for: "Bishounen Tanteidan – odcinek 2"