Mars Red – odcinek 2

Uczciwie mówiąc, nie mam najmniejszej ochoty opisywać drugiego odcinka, ponieważ konieczność streszczenia tej poszatkowanej fabularnej brei fizycznie boli. Wyjątkowo drażni mnie maniera twórców, którzy z uporem godnym lepszej sprawy składają kolejne odcinki z losowo wybranych scen. Znaczy, rozumiem koncepcję – ma być „artystycznie” i „ambitnie”, seria ma sprawiać wrażenie czegoś lepszego niż zwyczajowa rąbanka z wampirami. Niestety, twórcom brakuje zarówno umiejętności na takie zabawy, jak i mocy przerobowych na odpowiednio wysmakowaną oprawę graficzną. Podejrzewam, że i sam pierwowzór nie jest najwyższych lotów. Proszę mnie źle nie zrozumieć, bardzo lubię eksperymenty, nie unikam też serii wymagających, ale Mars Red nie jest ani jednym, ani drugim.

W drugim odcinku poznajemy członków oddziału Code Zero, w większości złożonego z żołnierzy przemienionych (wbrew ich woli) w wampiry. Zarówno młody Shuutarou Kurusu, jak i dojrzały Tokuichi Yamagami nie są zachwyceni koniecznością picia krwi, ale lojalnie wypełniają obowiązki względem przełożonych i kraju. Oprócz nich trzon oddziału tworzą tajemniczy Suwa i nieco szalony (a jakże by inaczej) naukowiec Takeuchi. Tym razem bohaterowie badają sprawę ludzkich samozapłonów, o których plotkuje całe miasto, a także próbują rozwikłać zagadkę braku ciał ludzi zaatakowanych przez wampiry. W dużym skrócie – tylko niewielki procent ugryzionych zmienia się w wampira, dla większości wydzielina krwiopijców, z którą mają kontakt przy ukąszeniu, jest śmiertelną trucizną… Ponieważ liczba ataków ostatnimi czasy wzrosła, pojawia się pytanie, gdzie znikają ciała osób zmarłych? A także skąd wampiry biorą krew, kiedy nie atakują ludzi (wiadomo, że istnieje jakiś handel tym cennym płynem)? W międzyczasie znowu spotykamy młodziutką, energiczną dziennikarkę, która bada sprawę zaginięcia Misaki (oficjalna wersja to ucieczka z kochankiem) oraz interesuje się samozapłonami. Wpadamy też na sekundę do teatru, by dowiedzieć się, że tym razem nasz tajemniczy blond-wampirek gra Romeo i obserwujemy małżeństwo wampirów, któremu po piętach depcze oddział Maedy. Sporo tego…

Znowu skaczemy z miejsca na miejsce, słyszymy urywki rozmów, widzimy drobne gesty, które coś tam mają sugerować i budować nastrój, tylko że nic z tego nie wynika! Zamiast ciekawej układanki otrzymujemy chaos, pełen ludzi (i wampirów), którzy są nam równie obojętni co zeszłoroczny śnieg. Jeżeli miałabym wskazać jakiś plus, są nim tła – oczywiście nie wszystkie, ale wnętrze sklepu ze starociami naprawdę mnie urzekło. Podobnie jak kilka nocnych widoków. Niestety, w parze z tymi ładnymi rysunkami nie idzie animacja czy projekty postaci. Bohaterowie poruszają się wyjątkowo topornie i niezgrabnie (o ile w ogóle), a mimika nadal nie istnieje. Wyjątkowo irytują mnie „martwe oczy” postaci – podczas dialogów wszyscy patrzą gdzieś w dal, całkowicie ignorując rozmówcę. Usta poruszają się, aktorzy wkładają w wypowiedzi mnóstwo uczucia, ale twarze nie wyrażają nic. Pomijam już chwilami tragiczną anatomię… A w ogóle, na końcu ginie jedyna postać, która wykazywała jakiekolwiek oznaki życia… Zostały krzywe manekiny, z Maedą na czele. Jeszcze tylko jeden odcinek tej farsy!

P.S. W drugim odcinku twórcy silili się na humor, ale kłody drewna z niego nie słyną, tak więc efekt jest żenujący i opłakany jednocześnie.

Leave a comment for: "Mars Red – odcinek 2"