Shakunetsu Kabaddi – odcinek 1

Już pierwsze sekundy odcinka pokazują, czym będzie przesiąknięte to anime. Z ekranu leje się pot, pasja, determinacja, siła, męskie ciała obalają się w zwarciu, sami panowie zaś prezentują szeroki przekrój przez różne typy urody, a co za tym idzie – charakteru.

Tatsuya Yoigoshi, białowłosy były członek szkolnego klubu piłkarskiego, odnoszący znaczne sukcesy, zrażony do sportu przez nieprzyjemne aspekty tej aktywności (zazdrośnicy, łający sędziowie itp.) nie chce mieć już z nim do czynienia. Znalazł nową pasję, którą jest tworzenie filmów na żywo na MicoMico(!) Douga, zdał do nowej szkoły i urządził się w dormitorium. Kiedy do jego drzwi pukają członkowie różnych klubów, aby go zwerbować, stanowczo odmawia. Przynajmniej do czasu, gdy podstępem nie zostaje zwabiony na trening gry w kabaddi, następnie wmanipulowany w ćwiczenia i ostatecznie zmuszony do wstąpienia do klubu.

Poznamy w tym odcinku, poza niewzbudzającym mojej sympatii głównym bohaterem, jeszcze trzech członków klubu kabaddi: innego pierwszoroczniaka, łysego entuzjastę tego sportu i dobrego obrońcę Azemichiego, który odgrywa istotną rolę w przyłączeniu się Yoigoshiego do klubu; Date, prostego siłacza z niewidocznymi tęczówkami i źrenicami; wyluzowanego Kyouheia oraz… Iurę Keia, czyli złudnie miłego okularnika, który jako wiceprzewodniczący aktualnie zarządza klubem, podczas gdy sam przewodniczący znajduje się w szpitalu. To on jest odpowiedzialny za wszystko, co się przytrafiło w tym odcinku głównemu bohaterowi, a jego charakter jest tak oczywisty już w pierwszej sekundzie po pojawieniu się na ekranie, że aż dziw bierze, jak można chcieć aż tak dokładnie zrealizować schemat przy tworzeniu postaci do nowej serii i jednocześnie uważać, że bez dodania niczego nowego będzie ona nadal atrakcyjna. Opening oraz ending pokazują, że to jeszcze nie wszyscy członkowie klubu.

Niestety, pierwszy odcinek nie prezentuje się zbyt ciekawie. Zachowanie bohaterów jest boleśnie przewidywalne. Fabułę i postaci odbito od tej samej sztancy, która była już wielokrotnie wykorzystywana do innych serii sportowych, a następnie uznano produkt za skończony, bez dodawania jakichkolwiek cech indywidualnych, które nadawałyby serii własnego charakteru (no, może tylko główny bohater jest bardziej antypatyczny, niż ustawa przewiduje). Dodatkowo ten odcinek w całości podporządkowano sztywnemu wprowadzeniu postaci i przedstawieniu zasad gry, przetykanemu wciśniętymi na siłę gagami czy przerysowanymi, mającymi widza bawić, reakcjami bohaterów. Ja zasad tego sportu tłumaczyć nie będę, jeśli ktoś mimo wszystko będzie chciał się zabrać za tę serię, a wspomnianej dyscypliny nie zna, to przynajmniej ten jeden element będzie dla niego nowy. Animacja również nie ma nic ciekawego do powiedzenia, jest dość statyczna, z wieloma zbliżeniami, zastępowaniem tła planszami i stopklatkami. Wypada dość statycznie jak na sportowe anime.

Być może  nieatrakcyjność pierwszego odcinka związana jest właśnie z jego rolą wprowadzającą – może za szybko spisałam go na straty i kolejne wypadną lepiej? Ja naprawdę jeszcze mam nadzieję. Maleńką.

Leave a comment for: "Shakunetsu Kabaddi – odcinek 1"