Meikyuu Black Company – odcinek 1

Kinji Ninomiya pracować nie musi, bowiem, jak sam o sobie mówi, jest ostateczną formą ewolucyjna NEET-a. Wszystkie pieniążki zainwestował, a teraz nic nie musi robić, bo same płyną na konto. Niestety, jego radość nie trwa długo, nagle w podłodze pojawia się czarna dziura i wrzuca go do magicznego świata, Amurii, gdzie będzie musiał pracować fizycznie na swoje utrzymanie… I to w kopalni! Albo lochach.

 

 

Źródłem energii jest w tym świecie demonit, kryształ wydobywany w lochach, i to takich prawdziwych lochach, z potworami, które to lochy teraz, po nastaniu epoki przemysłowej, generalnie wyglądają jak wielkie korpo zmiksowane z fabryką. Mamy motywujące przemowy kierownictwa, wyrabianie norm, zespoły, wyniki, tabelki, premie, pracę ile się da, a nawet więcej, bo do szaleństwa, brak dni wolnych, itp. Kinji nie zamierza jednak spędzić reszty swojego życia na kopaniu kryształu (pracownikiem jest marnym), tylko odzyskać  utracone bogactwo (i z powrotem wrócić do nic nie robienia). Dzięki przydatnemu zbiegowi okoliczności udaje się mu położyć podwaliny pod przyszłe imperium, jednak przewiduję, że jego nieumiejętność patrzenia dalej niż czubek własnego nosa i wygody, tudzież absolutny narcyzm, mimo dużej dozy bezczelności i szczęścia, będzie się na nim mścił niemiłosiernie (a czasami gryzł go w tyłek).

 

 

Tak, bohatera nie da się lubić, jest bezczelny, samolubny i generalnie zachowuje się, jakby z dziczy wypadł, dlatego tym bardziej przyjemne będzie obserwowanie, jak dostaje lekcje od życia. Nie, nie sadzę, że stanie się słodkim misiem, ale mam nadzieję, że pewne procesy myślowe mogą mu zacząć iskrzyć. Udział w tym na pewno będą miały postacie drugoplanowe, z których na razie tylko jedna myśli mózgiem, bo drugiej zależy wyłącznie na jedzeniu, pozostałe są zaś na razie tłem, choć przypuszczam też, że pani korpo-demon gdzieś się pojawi – za dobrze była narysowana.

 

Pod względem animacji jest w miarę dobrze, choć bardziej dopracowane są właśnie postacie znaczące, pozostałe są zdecydowanie bardziej krzywe (choć i bohater zarówno w wersji zwykłej jak i w wersji maniakalnej jest… charakterystyczny), co do teł natomiast – serio, pół odcinka toczy się w lochu, więc nie powiem, żeby były bardzo szczegółowe, choć sama fabrykopalnia w planie ogólnym ma pewien urok. Aha, a jakby ktoś naprawdę bardzo chciał jakiegokolwiek fanserwisu, to ma na początku scenę prysznicową.

Leave a comment for: "Meikyuu Black Company – odcinek 1"